tel. 34 324-16-14, 34 324-55-48

Al. NMP 56, 42-217 Częstochowa

PO WER

 

 

 

 

Erasmus +

Erasmus plus 2019

Erasmus+ Sporting Participation Across Communities in Europe (SPACE)

DKMS

DKMS

UJD

SUM

Śląski Uniwersytet Medyczny

Szukaj

Rada rodziców

Dzwonki

Lekcja

Nr Od Do
0 740 825
1 830 915
2 925 1010
3 1020 1105
4 1125 1210
5 1220 1305
6 1315 1400
7 1410 1455
8 1500 1545
9 1550 1635
10 1640 1725

Zespół PPP-P

BIP

1908 - Wenecja, Henryk Sienkiewicz



„Człowiek na Chrystusową miarę”

Henryk Sienkiewicz






 

Rodowód i rodzina

Chrzest Święty

Pierwsze zainteresowania literackie i kształtowanie wyobraźni

Nauka

Pierwsze próby literackie

Praca dziennikarza i redaktora

Podróże

Pobyt w Ameryce

Wyprawa do Afryki

Trylogia

Stypendium im. Marii Sienkiewiczowej

Powieści współczesne

Quo vadis? – epopeja chrześcijańska

Budowa pomnika Adama Mickiewicza w Warszawie

Krzyżacy – powieść jubileuszowa

Jubileusz 1900

Pomoc dla Jasnej Góry i Częstochowy

Odczyty na powodzian

Wobec rewolucji 1905

Nobel 1905

Publicystyka antypruska

Komitet Szwajcarski

Śmierć i pogrzeb

Nadanie imienia Henryka Sienkiewicza Gimnazjum w Częstochowie

Pogrzeb drugi

Nieprzemijający podziw, uznanie, szacunek, wdzięczność

Źródła wiedzy o Pisarzu (wybór)

 

„Człowiek na Chrystusową miarę”.

Henryk Sienkiewicz

 

Wnikając w istotę Jego życia i twórczości, Stanisław Piołun-Noyszewski napisał: „Zaprawdę – na Chrystusową miarę był ten człowiek”.

Pod wrażeniem Jego działalności publicznej Stefan Żeromski powiedział: „Nam, którym tak długo nic się nie udawało zbiorowego, nam, co nie mieliśmy (...) rządu, konsulatu, opieki prawnej, ten człowiek samotny a przemożny starczył nieraz za polityczny i społeczny urząd. (...) Ileż razy, jako ów Ursus, wychodził sam na arenę, ażeby na śmierć mocować się z prześladującą nas bestią! Wszystkie oczy były na niego zwrócone, wszystkie usta wymawiały jego imię, nawet usta zawistników i nieprzyjaciół, których i on nie był pozbawiony. Był najpierwszym z żyjących Polaków, stał się człowiekiem – sztandarem”.

Doceniwszy Jego talent, Eliza Orzeszkowa stwierdziła: „Artystą jest największym”, a kolega po piórze – Bolesław Prus: „Ze wszystkich polskich pisarzy, jacy kiedykolwiek istnieli, on jeden mógłby powiedzieć: <<Nad moimi książkami nigdy nie zachodzi słońce>>”.

Skąd tyle słów uznania dla Niego? Stąd między innymi, że postępował zawsze szlachetnie, zgodnie z „hasłem wszystkich patriotów” – jak mówił – „Przez Ojczyznę do Ludzkości, nie zaś: Dla Ojczyzny przeciw Ludzkości”.

 

Henryk Adam Aleksander Pius

Sienkiewicz

 

(wtorek 5 V 1846, godz. 18, Wola Okrzejska –

– środa 15 XI 1916, godz. 21, Vevey)

 

Rodowód i rodzina

 

Czytelnikom tygodnika „Kraj” przekazał następujące dane: „W rodzie moim przeważały wojskowe tradycje; po mieczu mam przodków żołnierzy przeważnie; dziadek mój, Józef Sienkiewicz, podpułkownik byłych wojsk polskich, walczył pod Napoleonem... Od dzieciństwa wzrastałem w tych tradycjach; starszy mój brat odziedziczył żyłkę wojskową, przed laty wyemigrował do Francji i w szeregach Garibaldiego zginął podczas wojny francusko-pruskiej. Skłonność do pióra i literatury mam chyba po kądzieli. Pradziad mój z linii macierzystej [Kazimierz abp Kacper Cieciszowski, 1745-1831], który przez lat 56 nosił biskupią infułę, brat rodzony Adama Cieciszowskiego, pisarza koronnego, a stryj matki Brunona Kicińskiego, pisał i drukował wiele. Moja matka, Stefania Cieciszowska z domu [1814-1873], bawiła się piórem i pisaniem wierszy, a spokrewniona była z Lelewelami i Łuszczewskimi, skąd moje kuzynostwo z Deotymą. Ojciec mój [Józef Sienkiewicz, 1813-1896] wszelako był ziemianinem, posiadał majętność swoją w Radomskiem, a później gospodarował w Wężyczynie [pod Mińskiem Mazowieckim] (...), a pod koniec, około 1863 roku sprzedał wieś i przeniósł się do Warszawy”.

Dodajmy, że pewne zdolności językowe mógł odziedziczyć też po swym ojcu; ówczesna prasa zanotowała bowiem o panu Józefie: „Pamięć miał wyborną. (...) umiał też opowiadać wybornie, językiem pełnym prostoty i malowniczości”.

Oprócz wspomnianego starszego brata Kazimierza (1844-1870 lub 1871) miał też 4 siostry: Anielę (z męża Komierowska, 1850-1883, miejsce pochówku nieznane), Helenę (kanoniczka, 1852-1910, pochowana w grobowcu rodzinnym Sienkiewiczów na Powązkach), Zofię (z męża Sieńkiewiczowa, 1853-1903, spoczywa samotnie na cmentarzu Kule w Częstochowie przy alei Przemienienia Pańskiego w kwaterze 12 koło kościoła cmentarnego), Marię (1855-1867 lub 1868, miejsce pochówku nieznane).

Rodzice dbali – mimo skromnych warunków bytowych, a także licznych przeprowadzek – o ich kulturalne wychowanie oraz edukację, np. naukę języka francuskiego; w domu rozwijano czytelnictwo i znajomość literatury: Helenka zajmie się w przyszłości tłumaczeniem powieści francuskich, a Zosia będzie pisać „wiersze religijne” i pod takim tytułem wyda je w 1903 roku.

Fundamentalne znaczenie polskiego domu i rodziny po latach ujmie następującymi słowami:

Tradycja polska powinna promieniować. Powinna rzucać blask na życie i zabarwiać je. (...) Obowiązkiem polskiego domu jest wytworzyć tęgą, zwartą i czynną rodzinę, a obowiązkiem rodziny jest wszczepić w dziecko przekonanie, że patriotyzm ma być przewodnikiem, wskaźnikiem i celem wszelkich czynów na polu gospodarczym, naukowym, społecznym, artystycznym (...)” (1910).

 

Chrzest Święty

 

Odbył się dwa dni po narodzinach Henryka, 7 maja 1846 roku, o godzinie siódmej wieczór, w kościele parafialnym pod wezwaniem Świętych Apostołów Piotra i Pawła w Okrzei. Chrztu udzielił Ksiądz Proboszcz Parafii Okrzeja Antoni Gutman.

Kościół ten ufundowali przed laty przodkowie Henryka, dziadkowie jego matki Stefanii z Cieciszowskich – Adam Józef Cieciszowski (pisarz wielki koronny) z żoną Teresą z Lelewelów. Kamień węgielny pod budowę świątyni (ukończoną 1793 r.) położył 7 lipca 1790 r. brat Adama – Kazimierz arcybiskup Kacper Cieciszowski. On też uroczyście konsekrował kościół 6 sierpnia 1806 roku.

 

Pierwsze zainteresowania literackie i kształtowanie wyobraźni

 

„Ja zaś urodziłem się – wspominał – w domu babki mojej [Felicjanna z Rostworowskich Cieciszowska, zm. 1854], w powiecie łukowskim i lata dzieciństwa spędziłem na wsi; jeździłem długo jeszcze na wieś, już po wstąpieniu do realnego gimnazjum w Warszawie, na każde wakacje i dlatego tak dobrze poznałem lud i język ludowy. Pierwsze moje wrażenia wsi i przyrody przywiązały mnie też do ziemi i do ludu, a zamiłowanie do literatury rozwinęły we mnie stare księgi, których pełny kufer znalazłem u babki na strychu, i dzięki im, jako dzieciak jeszcze, zapoznałem się najpierw z pisarzami złotego wieku: Rejem, Kochanowskim, Górnickim, Skargą, Birkowskim, Orzechowskim i innymi. To byli moi pierwsi nauczyciele polskiego języka”.

A oto inne wspomnienie z 1900 roku: „Nie wiem i nie pamiętam, czy umiałem już czytać, gdy uczono mnie Śpiewów historycznych Niemcewicza. Chciałem wówczas jeździć po cecorskim i po innych błoniach jak Sieniawski <<odważny i smutny>> – innymi słowy: pragnąłem być rycerzem. Potem rozpalił moją wyobraźnię Robinson Cruzoe i szwajcarski. Marzeniem moim było osiąść na bezludnej wyspie. Te wrażenia dziecinne zmieniły się z czasem w chęć i zamiłowanie do podróży. Porywy te zdołałem po części w życiu urzeczywistnić. Trzecią książką, która wywarła na mnie nadzwyczajne wrażenie, było ilustrowane życie Napoleona. Od chwili jej przeczytania chciało mi się być wielkim wodzem i rozciągnąć panowanie moich współziomków na całą Europę”.

I jeszcze jedna wypowiedź: „Później, już w szkołach, naprzód w szkole realnej, a następnie w gimnazjum Wielopolskiego, największy zapał wzbudzili we mnie Homer [z Odyseją nigdy nie będzie się rozstawał] i Szekspir. Szekspira zacząłem czytać w 14 roku życia. Ale mi się wtedy nie podobał. Dopiero gdym go zaczął czytać w tłumaczeniu [Józefa] Komierowskiego z komentarzami Gervinusa, dopiero mi się oczy otworzyły...”

Do czasów szkolnych ostatni raz wróci myślą krótko przed śmiercią. Dzięki szkicowi biograficznemu pt. Wspomnienie wiemy, że miłośnikiem zabytków historycznych i malarstwa był od dzieciństwa:

„Chodziłem wówczas do klasy pierwszej i stałem na stancji na Starym Mieście, w pierwszym z brzegu domu za Świętojańską. (...) Między uczniami panowało wówczas przekonanie, (...) że jest to [katedra Świętego Jana] jeden z najwspanialszych kościołów na świecie. (...) Nie zaglądałem jednak do <<Fary>> przez pobożność, mieliśmy bowiem nasze własne gimnazjalne nabożeństwa, tylko przez ciekawość. Gotyckie żebrowania kościelnej nawy, ołtarze, pomniki, portrety, a zwłaszcza posągi rycerzy w zbrojach – oto, co pociągało mnie nadzwyczajnie. (...) Lecz zajmował mnie także ogromnie obraz [Palmetty; spalony podczas powstania warszawskiego] w wielkim ołtarzu, gdyż od dziecinnych lat byłem wielkim miłośnikiem malarstwa. Przedstawia on, jak wiadomo, na górze Matkę Boską otoczoną wieńcem aniołów, w dole świętego Stanisława wskrzeszającego Piotrowina – i świętego Jana Chrzciciela, który oparty o skałę, patrzy z ciekawością i powagą na cud polskiego biskupa”.

 

Nauka

 

Mając 12 lat, rozpoczyna szkolną edukację w gimnazjum realnym w Pałacu Kazimierzowskim (historycznym gmachu Uniwersytetu Warszawskiego). Ukończywszy 4 klasy, przenosi się do Gimnazjum II w Pałacu Staszica. Świetnie pisze wypracowania i wśród uczniów zdobywa sławę „stylisty”. Zapewne szkoły nie ukończyłby, gdyby został przyjęty do powstańczej partyzantki. Tak jak brat chciał bowiem walczyć w powstaniu styczniowym. Kazimierza przyjęto, jego nie – siedemnastolatek o dziecinnym wyglądzie i niskiego wzrostu usłyszał od dowódcy oddziału: „Dzieci nam tutaj nie trzeba”.

Od jesieni 1864 r. kontynuuje naukę w Gimnazjum IV (Wielopolskiego) na Królewskiej. Bieda zmusza go do udzielania korepetycji; podejmuje też pracę guwernera, stąd – od sierpnia 1865 do sierpnia 1866 – mieszka u Wejherów w Poświętnem koło Płońska: po przeprowadzeniu lekcji, uczy się do matury i rozczytuje w Słowackim oraz Mickiewiczu, koresponduje z kolegami, przepisuje (w celach zarobkowych) artykuły dla redakcji warszawskich, tworzy powieść pt. Ofiara (utworu nie zachował). Egzamin dojrzałości składa 14-15 września 1866 roku; najwyższe oceny – bardzo dobre – uzyskuje z języka polskiego, historii Rosji i Polski oraz geografii powszechnej.

Po zdaniu egzaminów wstępnych do Szkoły Głównej zostaje przyjęty na wydział prawny, lecz wkrótce przechodzi na wydział lekarski. Po około miesiącu znów zmienia kierunek studiów – ku strapieniu matki, która pragnęła, by syn zdobył popłatny zawód lekarza – i zapisuje się na wydział filologiczny. Z dotkliwej biedy studenckiej, kiedy „zdarzało się po dwa dni nie jadać” – wychodzi, podejmując się funkcji nauczyciela domowego synów książąt Woronieckich. Wakacje 1868 spędza w Szczawnicy, gdzie poznaje Adama Asnyka.

Doświadczył więc profesji nauczyciela, którą cenił najwyżej; w przyszłości wyrazi swój głęboki szacunek dla wszystkich pedagogów:

„Nauczyciele mają w ręku młode pokolenie narodu, a zatem jego przyszłość. Praca społeczna rozpada się na tysiące działów, ale zaprawdę o nauczycielach można powiedzieć, iż <<najlepszą cząstkę obrali>>. Praca Wasza jest najważniejszą i najszczytniejszą ze wszystkich. Polski, której przyszłe pokolenia będą zdrowe duchowo i fizycznie, pracowite, oświecone i patriotyczne – bramy piekielne nie przemogą, a tę siłę dać jej możecie głównie Wy” (1909).

Rosyjski Uniwersytet Warszawski – utworzony po rozwiązaniu 1869 r. Szkoły Głównej Warszawskiej – opuścił w czerwcu 1871, jednak zawsze (podobnie jak Bolesław Prus, Aleksander Świętochowski, Piotr Chmielowski, Adolf Dygasiński oraz tak wielu pisarzy i naukowców okresu pozytywizmu) będzie się czuł wychowankiem właśnie Szkoły Głównej. Powie do nich 6 czerwca r. 1903 między innymi:

„Czcigodni Profesorowie i Szanowni Koledzy!

Powierzono mi zaszczytny obowiązek powitania uczestników tego pamiątkowego Zjazdu. (...)

Krótkie było istnienie tej naszej szkoły, ale śmiało można powiedzieć, że mało który w świecie uniwersytet mógł się pochlubić takim stosunkiem przewodników do młodzieży.

Częstokroć bywają to dwa obozy, my zaś stanowiliśmy jeden, a stało się tak dlatego, że mieliśmy głębokie poczucie jedności naszych celów i ideałów i że czuliśmy najmocniej tożsamość naszych dusz. (...)

Więc gdy po upływie kilku dziesiątków lat postanowiliśmy raz jeszcze policzyć się, raz jeszcze spojrzeć sobie w twarze, (...) słuszną i sprawiedliwą rzeczą jest, abyśmy rozpoczęli to zebranie od wyrażenia Wam, Czcigodni Profesorowie, naszej wielkiej i niewygasłej wdzięczności.

(...) winniśmy Wam wdzięczność nie tylko za te ziarna nauki, które rzucaliście w nasze umysły, ale i za ową zasadniczą, wysoką miłość ideałów, którą wszczepiliście nam w duszę, a dzięki której żaden z Waszych wychowańców nie przeszedł nigdy tej granicy, poza którą rozpoczyna się od tych ideałów odstępstwo. (...)

Cześć Pierwszemu Przewodnikowi Szkoły Głównej [Rektorowi Józefowi Mianowskiemu], którego wspomnienie pozostanie nam na zawsze drogie! (...)

Nasi Profesorowie Szkoły Głównej niech żyją!”

Wpierw jednak nawiązał do dzieła Szkoły Głównej, gdy przemawiał z ramienia jej wychowańców w czasie obchodów 500-lecia Uniwersytetu Jagiellońskiego 7 czerwca 1900 roku:

„(...) Ognisko, w imię którego pamięci bierzemy udział w dzisiejszej uroczystości, zgasło przedwcześnie (...). Zostało jednak po nim tak wiele w duszach naszych wspomnień głębokich i tęsknych, że pragniem, aby w tym dniu Wielkiego Święta nie była zapomniana całkiem nasza Szkoła Główna, która wypiastowała nas w miłości dla nauki, dla społeczeństwa i dla jego szlachetnej przeszłości. Więc w imię tych uczuć przychodzimy jako dawni uczestnicy tejże szkoły ze czcią dla nieśmiertelnego dzieła Piastów i Jagiellonów, z miłością dla tej najstarszej lechickiej Wszechnicy (...)”.

 

Pierwsze próby literackie

 

Powieść ukończoną w Poświętnem zniszczył. Nie były to atoli pierwsze jego próby literackie, bo – jak sam twierdził – „Od dzieciństwa pisał wiersze i utwory prozą, ale (...) jako dziecko nie marzył o zawodzie wyłącznie pisarskim”. Mając lat niespełna 20 wyzna koledze: „(...) jak siądę do pisania, zapominam o wszystkim i myśl się wypogadza”; „pisanie płynie i z usposobienia , i z potrzeby” – powie później o sobie. A „program”, jaki obiera, brzmi: „(...) chcę walczyć w imieniu tego, co nazywają idealnym, pięknym i dobrym. – Idealizm – piękno i dobro są, zdaje mi się, pojęcia zbliżone do siebie bardzo – proza więc życia, mówię o życiu duchowym, które dziś pod nogami realizmu – musi pociągać wiele złego, wiele brudu i głupoty – dlatego, powtarzam, chcę walczyć przeciwko takiemu życiu” (1866).

18 kwietnia 1869 r. debiutuje na łamach „Przeglądu Tygodniowego” recenzją gry aktorskiej Wincentego Rapackiego w komedii Nasi najserdeczniejsi Wiktoryna Sardou. W lipcu tego roku i w czerwcu 1870 ogłasza w „Tygodniku Ilustrowanym” doskonałe studia o poetach staropolskich, Mikołaju Sępie Szarzyńskim oraz Kasprze Miaskowskim. Na początku 1871 r. wprowadza ostatnie poprawki do powieści (pierwszej znanej nam), która entuzjastycznie będzie przyjęta przez Kraszewskiego: „Powieść Na marne pisana jest – oceniał słynny autor Starej baśniwybornie. Czytałem ją z wielkim zajęciem, i jednym szczerym słowem mogę powiedzieć to tylko, że rzadko pierwsza praca jest tak dojrzałą. Winien to autor i talentowi, i tej wielkiej trafności, z jaką obrał sobie przedmiot (...)”. Debiutem książkowym stają się jednak Humoreski z teki Worszyłły, wydane w dwu tomikach 1872 roku. Na marne – po opublikowaniu przez dwutygodnik „Wieniec” (1872 r.) – ukaże się w formie książki dopiero po czterech latach.

 

Praca dziennikarza i redaktora

 

W drugiej połowie 1872 r. współpracuje z „Wieńcem” i „Niwą” jako recenzent literacki. Przez kilka miesięcy roku następnego pisuje dla „Gazety Polskiej” kroniki oraz sprawozdania z Wystawy w Wiedniu (pierwsza jego podróż zagraniczna). Na wieść o chorobie matki wraca do kraju i bierze udział w jej pogrzebie na cmentarzu w Okrzei (pani Stefania zmarła 1 IX 1873). Pod wpływem głębokich przeżyć u Matczynej mogiły w Dzień Zaduszny napisze: „Pamięć o umarłych odradza żywych”.

W 1874 r. nabywa wraz z przyjaciółmi „Niwę”, gdzie pełni funkcję kierownika działu literackiego. Kontynuuje współpracę z „Gazetą Polską”, dla której redaguje felietony pt. Chwila obecna. Równolegle zajmuje się tworzeniem nowel Stary sługa, Hania – wraz z późniejszym Selimem Mirzą złożą się one na tzw. małą trylogię. Jako korespondent „Gazety Polskiej” wyjeżdża do Ameryki. Po powrocie stamtąd nadal pracuje dla obu pism. Od roku 1882 obejmuje (na 5 lat) kierownictwo nowego organu „Słowo”; po rezygnacji z funkcji naczelnego (1887) będzie kierował działem literackim dziennika. Program pisma sformułował następująco: „Pragniemy stać na gruncie narodowym, bronić ducha narodowego, by nie zwątlał – i zajmować się sprawami naszymi – o ile nam na to pozwolą. Innymi słowy, pragniemy być pismem umiarkowanie i rozsądnie postępowym, a przy tym patriotycznym, to jest broniącym naród od doktryn osłabiających lub zgoła zabijających uczucia patriotyzmu...”.

Pełniąc te funkcje skierował do tłumaczenia wiele znakomitych dzieł obcych, m. in. odkrył i udostępnił polskim czytelnikom Ben-Hura Lewisa Wallace’a. Pod wrażeniem lektury angielskiej donosił „Słowu”:

„W tych czasach wyszła znakomita pod względem archeologicznym, historycznym i artystycznym powieść (...) Ben-Hur. Już to sprawdziłem, czytam, lubuję się i dam do tłumaczenia pannie [Józefie] Kruszyńskiej. Powieść jest z czasów Chrystusa, a co więcej, splątana z Jego dziejami. Co za oryginalność w samym pomyśle! Mimo nastroju religijno-mistycznego, a nawet cytat z Biblii należy ona do najbardziej zajmujących opowiadań, jakie w ostatnich czasach zdarzyło mi się czytać. Sam początek, kiedy Trzej Królowie: Egipcjanin, Hindus i Grek, spotykają się na pustyni, jest wspaniałym obrazem.

Ben-Hur to syn księcia żydowskiego. Marzy on o wydobyciu Judei spod rzymskiego jarzma i w ciągu dramatycznego toku zdarzeń dochodzi pod koniec książki do przekonania, że Zbawca już jest – ale to nie on, tylko Chrystus – i nie miecz, jeno Ewangelia”.

Najważniejsze jest jednak to, że na łamach „Słowa” opublikował swe znakomite dzieła, w tym całą „Trylogię”, niepomiernie wzbogacając narodową kulturę i literaturę.

 

Podróże

 

Prof. Lech Ludorowski, charakteryzując pisarza, uwydatnił jedną z najważniejszych jego cech, niesłusznie bagatelizowaną lub wręcz zapomnianą:

„Jak rzadko który twórca Sienkiewicz spełniał się w podróżowaniu. Jest bowiem w jego życiu jakaś szczególna pasja (...), potrzeba, konieczność podróżowania. Wszakże trasy jego życiowych wędrówek (...) obejmują dziesiątki tysięcy kilometrów. Może więc nie byłoby przesadą widzieć w niej jakiś znamienny sposób życia i (...) pracy. Życia w wędrowaniu. Dotąd tak mało poznanego.

Jego życie (...) jest właściwie splotem nieustających peregrynacji po Europie. I właśnie w tych warunkach, warunkach bycia w podróży, w drodze, tworzył Sienkiewicz nieomal wszystkie swoje dzieła. (...)

Posiadał widocznie Sienkiewicz tę niezwykłą i chyba dość rzadką umiejętność zorganizowania sobie jakby <<przenośnego>> warsztatu pisarskiego. W przeciwieństwie do wielu autorów <<glebae adscripti”, wiodących z różnych przyczyn <<żywot osiadły>> (...) i tworzących prawie wyłącznie w ścianach własnego mieszkania – mógł on swobodnie pisać poza domem (bo często <<u siebie>> nie miał warunków do pracy), w każdym miejscu.

Niezliczone przykłady dowodzą, że potrafił on dobrze pracować w sanatoryjnym czy hotelowym pokoju bez pliku notatek i sterty książek, tak przecież niezbędnych przy tworzeniu dzieł historycznych. Nawet więcej, lubił ów sprzyjający mu klimat sanatoryjno-hotelowy. Bo chyba stwarzał pisarzowi coraz częściej pożądaną (im bardziej był sławny) anonimowość (więc własną swobodę, pewną niezależność od różnych zobowiązań towarzyskich), dawał warunki izolacji, skupienia, możliwość koncentracji” (L. Ludorowski, Henryka Sienkiewicza sztuka reportażu podróżniczego, Lublin 2002).

Był więc na obu brzegach Stanów Zjednoczonych i w Afryce; przed napisaniem Pana Wołodyjowskiego wyprawił się do Stambułu, by pogłębić wiedzę z zakresu Orientu; Europę zjeździł wzdłuż i wszerz: był „stałym” gościem i zarazem pacjentem sanatorium słynnego dra Winternitza w Kaltenleutgeben pod Wiedniem (łącznie ponad 70 pobytów!), zwiedzał Forum Romanum i zabytki Akropolu, zwykł koić serce pięknem krajobrazów szwajcarskich oraz lubił przebywać w Parc St Maur pod Paryżem u przyjaciela Brunona Abakanowicza i w jego posiadłości na wyspie Ploumanach w Bretanii, gdzie miał idealne warunki do pracy twórczej, ok. 40 dni spędza w Hiszpanii, ogląda w Madrycie i Barcelonie korridę, jaką świetnie unaoczni w reportażu Walka byków, pisanym techniką „radiowo-telewizyjną” (!); kocha Polskę, podziwia ojczystą przyrodę i zabytki: udaje się na Podole – do krainy twierdz i zameczków kresowych, oddycha świeżym powietrzem i daje odczyty w Szczawnicy i Krynicy, zwiedza i opisuje Puszczę Białowieską, wielokrotnie bywa pod Wawelem u swej rodziny Janczewskich, odpoczywa pod Tatrami, twierdząc, iż „ze względu na krótkość życia, najlepiej je spędzić w Zakopanem”, pielgrzymuje na Jasną Górę, odwiedza ojca i siostrę Zofię w Lublinie, gości we Lwowie itd.

Oprócz natury podróżnika miał też usposobienie człowieka rodzinnego, dlatego powiedział o sobie: „Swoją drogą jestem latawcem, a swoją drogą tęsknię z całej duszy do swoich wszędzie i zawsze”.

Wielu planów podróżniczych nie zrealizował; najbardziej żałował chyba wyprawy, jaką zapowiedział w 1900 roku: „(...) chcę pojechać do Indii. Jest to mój dawny zamiar. W tej chwili wstrzymuje mnie dżuma i głód, które tam panują. Może wybiorę się na jesień”.

 

Pobyt w Ameryce

(29 II 1876 – 23/24 III 1878)

 

Wyznacza przełom w jego życiu, dostarcza wielu inspiracji do dalszej twórczości. Po sześciu dniach podróży morskiej na pokładzie „Germanikusa” (z Liverpoolu wypływa 23 lutego) poznaje Nowy Jork wraz z okolicami tej ogromnej metropolii. Następnie jedzie koleją dwu oceanów do San Francisco przez stepy i góry tudzież różne pory roku: śnieżną zimę górską i słoneczną wiosnę kalifornijską; wreszcie staje przed nim – jak napisał prof. Julian Krzyżanowski – „kraina wielkiej przygody. A zarazem solidnej i rzetelnej pracy, Sienkiewicz bowiem (...) w jakieś sześć tygodni później począł spłacać swe długi, już bowiem 9 maja w <<Gazecie Polskiej>> zaczęły ukazywać się Listy Litwosa z podróży, kontynuowane przez rok 1877 i pierwszy kwartał następnego”.

Mieszka – „silny, zdrowy i rumiany” – w osadzie rybackiej Anaheim Landing koło Los Angeles, kąpie się w oceanie „literalnie między rekinami”, przebywa w górach Santa Madre i San Jacinto „wśród zupełnej dziczy i półdzikich, ale dobrych Indian”, urządza włóczęgi turystyczne w góry Santa Ana, gdzie na dłużej zatrzymuje się w kanionie, pisze do przyjaciół w Polsce: „Widziałem mnóstwo rzeczy, jak np. pusty kraj między górami Santa Ana i San Bernardyno. Dalej Bernardyny tak wielkie jak Alpy, a za nimi pustynię. (...) Byłem w Los Nietos, a przed sobą mam wyprawę do San Diego, stamtąd do Lower California (Meksyk), a potem wielką wyprawę przez Arizonę w środek Apaches aż do Sonory”. „Poluję z kilku jedynymi białymi skwaterami i z mymi czerwonymi braćmi tak zawzięcie i takim się stałem zagorzałym myśliwcem, że trudno mi się jest oderwać (...). (...) mój niekuty mustang tak sobie podbił kopyta w skalistych kanionach, że muszę czekać, aby trochę wydobrzał, żal mi go zaś zostawić, bom się do tej bestii, jakkolwiek złej i kąsającej, ale wiernej, przywiązał... (...) Mimo wszelkich wysileń nie nauczyłem się tylko jednej rzeczy, to jest rzucać lassem (...)”.

Z kolei będąc w San Francisco wyprawi się na Diablą Górę, skąd ujrzy wspaniały widok na krainę wokół miasta. Nadto zrelacjonuje wyprawę myśliwską na bawoły w stepach Wyomingu. W świetnych opisach ukaże też wodospady Niagary, pustyni Mohave czy żeglugi przybrzeżnej od San Francisco do Santa Monica.

Ameryka daje mu poczucie szczęścia, zadowolenia, wolności i wyzwolenia z ograniczeń, jakie narzucało życie oraz praca w Warszawie: „Rozkochałem się tu – pisał do redakcji – w ludziach, w naturze i w tym życiu zdrowym, potężnym, a tak wolnym, że nieraz mi się zdaje, że jestem ptakiem. Co to za skarb jest nieograniczona wolność, to znowu tylko tu można się przekonać. (...) Pozbyłem się nerwów, katarów i bólu zębów. (...) Budzę się do życia z uśmiechem”.

Wśród tamtejszej Polonii spotyka emigrantów czasu powstań listopadowego i styczniowego. Niejaki Sielawa zostanie uwieczniony jako Skawiński w noweli Latarnik, kapitan Rudolf Korwin Piotrowski (mistrz w opowiadaniu dykteryjek) posłuży jako prototyp Zagłoby, stary Putrament zostanie sportretowany we Wspomnieniu z Maripozy.

Donosi o triumfie znakomitej aktorki Heleny Modrzejewskiej, która pod zmienionym nazwiskiem Helena Modjeska zawładnęła (tak zresztą jak w Polsce) publicznością za oceanem. Wykorzystując czas zainteresowania polską artystką, ogłasza artykuł Poland and Russia; „Artykuł (...) – zauważył prof. Krzyżanowski – był namiętnym atakiem na dwulicową politykę caratu, który na Bałkanach występował jako obrońca Słowian, w Królestwie natomiast i na Litwie gnębił i prześladował Polaków. Zapomniany ów debiut zapowiadał świetnego publicystę w dziedzinie życia politycznego i solidnego rzecznika spraw polskich”.

Na plon literacki z tego okresu ponadto składają się m. in.: opowiadania Szkice węglem, Komedia z pomyłek, dramat Na przebój (wystawiony we Lwowie 1879 r. pt. Na jedną kartę), artykuły Osady polskie w Stanach Zjednoczonych, Chińczycy w Kalifornii. Wątki amerykańskie powrócą w późniejszych nowelach i opowiadaniach: Przez stepy (1878), Orso (1879), Za chlebem (1880), W krainie złota (1880), Sachem (1883).

Prof. Krzyżanowski ryzykuje pogląd, iż „doświadczenia kalifornijskie, geograficzne i socjologiczne, były podglebiem, na którym w kilka lat później wyrosła twórczość autora powieści historycznych, od Ogniem i mieczem po Krzyżaków i Na polu chwały”.

 

Wyprawa do Afryki

(29 XII 1890 – 21 IV 1891)

 

„Ponieważ każdy powieściopisarz powinien, podług mego zdania, choć raz w życiu coś i dla dzieci napisać, więc postanowiłem zacząć i skończyć do przyszłego Nowego Roku (to jest do 1911) powieść pod tytułem: Przygody dwojga dzieci w Środkowej Afryce. Będzie tam występował chłopiec Polak, dziewczynka Angielka, a prócz tego Beduini, Arabowie, Murzyni-ludożercy, nie licząc słoni, krokodylów, lwów, hipopotamów etc.”. Tak w Święta Bożego Narodzenia A. D. 1909 zapowiedział swą powieść W pustyni i w puszczy (1910-1911) dziewięcioletniej Wandzi Ulanowskiej. Nowa książka wyrosła z jego wspomnień i przeżyć afrykańskich.

Po wylądowaniu pod koniec roku 1890 na Czarnym Lądzie udał się do Kairu, zwiedził piramidy i Sfinksa (doskonale opisał go w Listach z Afryki), polował w Fayum, popłynął statkiem do Zanzibaru, a następnie do Bagamojo, by wyprawić się w głąb lądu (dzisiejszej Tanzanii). Niebezpieczna eskapada kończy się jednak szybko wskutek febry („z przepalenia się na słońcu i ze zmęczenia”), na jaką pisarz zapada. Piechotą, „pół żywy” dociera do Bagamojo, leczy się w szpitalu w Zanzibarze i wraca do Kairu, a stąd do Europy: „(...) wyniosłem całą skórę z Afryki – wyznał koledze już z Kairu – choć niewiele brakowało – a byłbym ją tam zostawił”. Mimo konieczności przedwczesnego powrotu, był „kontent” z wyprawy: „Widziałem wszystko, com chciał i potrzebował widzieć”.

„Bez afrykańskiej podróży Sienkiewicza – by zacytować słowa prof. Ludorowskiego – nie byłoby arcydzieła powieściowego o Stasiu i Nel”.

 

Trylogia

(1882 – 1888)

 

Poprzedziła ją nowela pt. Niewola tatarska (1880). Publikacja Ogniem i mieczem (1883-1884), Potopu (1884-1886), Pana Wołodyjowskiego (1887-1888) jest do dziś jednym z największych i najbardziej doniosłych wydarzeń w dziejach naszej literatury, kultury, a nawet historii narodowej. Autor cyklu trylogicznego wzbudził ogromne zainteresowanie oraz uznanie (choć spotkał się też z ostrą krytyką przeciwników ideowych) tym bardziej, że nie drukował dzieła gotowego, lecz dzieło aktualnie powstające, pisane z odcinka na odcinek dla prasy. Zamieszczając kolejne partie tekstu w warszawskim „Słowie”, krakowskim „Czasie” i „Dzienniku Poznańskim”, silnie oddziałał na Polaków we wszystkich trzech zaborach: rosyjskim, pruskim, austriackim. Naród – rozdarty między sąsiednie mocarstwa, upadły na duchu po klęsce powstania styczniowego (1863-1864) – na nowo odzyskiwał wiarę i nadzieję, jednoczył się czytając książki jednego autora, który potrafił przywrócić mu poczucie godności, odrębności, wielkości. Trylogię czytają zarówno mieszkańcy miast, jak i wsi, zarówno inteligencja, jak ludzie niewykształceni (ci ostatni często przychodzą gromadnie na pocztę, by wysłuchać kolejnego urywku czytanego im przez urzędnika). Siła oddziaływania prostoty i urody języka tych powieści historycznych jest ogromna. Opowiedziane barwnym stylem minione dzieje zapadają w pamięć, krzepią serca. Polacy utożsamiają się z Sienkiewiczowskimi bohaterami: Skrzetuskim, Podbipiętą, Heleną i Zagłobą, Kmicicem i Oleńką, Wołodyjowskim i Baśką.

Prof. Ignacy Chrzanowski stwierdził: „(...) cel patriotyczny i artystyczny osiągnął Sienkiewicz w takiej pełni, w jakiej nie osiągnął swego celu nigdy żaden inny pisarz-patriota polski, nie wyłączając wielkich romantyków. Przecie nie Pan Tadeusz, tylko Trylogia <<zbłądziła pod strzechy>>, przecie to nie bajka, tylko fakt historyczny, że chłop polski dawał na mszę za duszę Podbipięty, że na Litwie i w Prusach, w Rosji i w Ameryce, niejedna dusza polska, która już niemal zatraciła swoją polskość, odzyskiwała ją w całej pełni – po przeczytaniu Trylogii. Strach pomyśleć po prostu, czym bylibyśmy bez niej”.

Odpowiedź na wiele nasuwających się pytań typu: jak pisarz pracował nad Trylogią, dlaczego odszedł od tematyki „pozytywistycznej”, jak przetrwał zajadły atak „opozycji” na Ogniem i mieczem – znajdziemy w liście do prof. Stanisława Tarnowskiego, rzecznika i rozumnego recenzenta Sienkiewicza:

Materiały przygotowywałem dość starannie i od dość dawna, ale nie miałem pewności, czy potrafię należycie w sposób powieściowy z nich skorzystać. Niewola tatarska była tylko przygrywką do powieści tego rodzaju jak Ogniem i mieczem – inna bowiem rzecz dać obrazek, a inna radzić sobie z historią i życiem dawnym, którego szczegóły i rzeczywistość trzeba odtwarzać. A tak by mi się chciało pozostać na tej drodze, bo tam wszystko takie wyraźne i wielkie w przeciwstawieniu do marności życia dzisiejszego. Sam pierwszy, i może na szczęście dla mnie, uczułem niesmak do nowelek, do bohaterów liliputów, do rozczulania się na kwincie cienko brzmiącej, do swoich i cudzych utworów tego rodzaju. Powiedziałem sobie: [już dosyć!] i próbuję na inną nutę. A jeśli, co niewątpliwa, znajdą się tacy, którzy będą utrzymywać, że [śpiewam o wiele za grubo], to mniejsza o to, bylem sam miał przekonanie i usłyszał potwierdzenie od ludzi, co się na rzeczy znają, że robię dobrze. Dlatego za serdeczne <<Szczęść Boże!>> przesyłam również serdeczne <<Bóg zapłać!>> i zabieram się do roboty z nową otuchą”.

„Ten szereg książek (...) dla pokrzepienia serc” powstawał nie tylko „w niemałym trudzie” – jak mówi końcowa fraza dodana przez autora do Pana Wołodyjowskiego – ale też w szczególnie bolesnym i trudnym okresie prywatnego życia twórcy. Otóż, Maria z Szetkiewiczów – jego żona oraz matka jego maleńkich dzieci, syna Henryka i córki Jadwigi, umierała na gruźlicę. Ratował ją do ostatnich dni, towarzyszył jej do końca. Pisał ostatni tom Ogniem i mieczem, a następnie Potop u boku gasnącej Maryni. Nie pomogły uzdrowiska włoskie, francuskie, niemieckie, kolejno Meran, San Remo, Mentona, Reichenhall, wreszcie Falkenstein koło Frankfurtu nad Menem, gdzie zmarła 19 X 1885 roku. Zwłoki sprowadził do kraju, pochował na Powązkach; według własnego projektu wzniósł pomnik na grobie.

21 sierpnia 1886 r. doniósł z Kaltenleutgeben szwagierce: „Przed godziną skończyłem Potop i właśnie podpisywałem pożądany wyraz <<Koniec>>, gdy zadzwoniono na kolację. (...) Potop miał tę dobrą stronę, że bronił mnie całymi godzinami od nieróżowych rozmyślań. (...) Aż mi dziwno, żem ten Potop skończył. Nie doznaję nawet dziś jeszcze tego zadowolenia, którego się spodziewałem”.

Tworzenie ogromnej trzyczęściowej kompozycji powieściowej odbiera mu siły i zdrowie; częściej odczuwa coraz dłuższe bóle głowy. Po napisaniu Pana Wołodyjowskiego jedzie do sanatorium; lekarz „stwierdził zmęczenie, przepracowanie wymagające bardzo stanowczej kuracji – i wynikającą stąd anemię mózgu”.

Walory Trylogii zostały mocno podkreślone w „Laudacji Noblowskiej”: „Wszystkie (...) opisy są wyśmienite dzięki historycznej wierności zarówno języka jak i stylu epoki. Gruntowne studia Sienkiewicza i jego zmysł historyczny sprawiają, że jego postacie wypowiadają się i działają zgodnie z duchem swoich czasów. (...) W całej Trylogii można ponadto znaleźć wplecione opisy przyrody zadziwiające swoją świeżą soczystością. (...) Ale jeszcze jedna cecha mistrzowskiej Trylogii czyni ją szczególną, to jest jej humor” („Studia Sienkiewiczowskie”, t. VI, cz. 1, Lublin 2007).

Sława Trylogii wyszła daleko poza Polskę, poza Europę. W tłumaczeniu Jeremiego Curtina na język angielski dzieło podbiło serca Amerykanów. Barbara Wachowicz w swoich wystąpieniach i książkach podkreśla, że jeden z największych prezydentów Ameryki (1901 – 1909) Teodor Roosevelt, wyznał: „To, kim się stałem, zawdzięczam Trylogii Henryka Sienkiewicza”, a największy z amerykańskiej czwórki noblistów (1949) William Faulkner twierdził: „<<Dla pokrzepienia serc>> – to dotyczy każdego z nas”.

 

Stypendium im. Marii Sienkiewiczowej

 

Siedem miesięcy po ukończeniu Trylogii otrzymał 10 grudnia 1888 r. 15 tysięcy rubli z listem: „W liście załączonym do pieniędzy – objaśniał Janczewskiej – nie ma nazwiska, ale jest, co następuje: <<Michał Wołodyjowski – Henrykowi Sienkiewiczowi>>. Pod spodem wypisane trzy oblężenia, o których mowa w moich powieściach, więc: <<Zbaraż>>, <<Częstochowa>>, <<Kamieniec>> – a z boku dewiza: <<Nic to>>”.

Daru nie przyjął. Jako że anonimowy ofiarodawca nie zgłosił się po odbiór wysokiej kwoty, pisarz ufundował w krakowskiej Akademii Umiejętności stypendium imienia swej zmarłej żony. Było ono przyznawane w rocznicę śmierci Maryni zagrożonemu gruźlicą pisarzowi, malarzowi, muzykowi albo członkom ich rodzin. W ciągu 20 lat istnienia (1889-1918) skorzystali z fundacji m. in. Józef Rapacki, Maria Konopnicka, Stanisław Wyspiański, Stanisław Przybyszewski, Gustaw Daniłowski, Stanisław Witkiewicz i (jako ostatni) Kazimierz Tetmajer.

Prof. Ludorowski ustalił, iż „dar zacnego serca” złożyła Maria z Hołowińskich Czosnowska (późniejsza Łubieńska), bogata ziemianka z Ukrainy („Studia Sienkiewiczowskie”, t. I, Lublin 1998).

 

Powieści współczesne

 

Bez dogmatu (1889-1890) i Rodzina Połanieckich (1893-1894) – choć w Polsce nie dorównały popularnością Trylogii – zyskały wielkie uznanie na Zachodzie i w Rosji. Sekretarz Akademii Szwedzkiej oświadczył, że pierwsza „przez wielu badaczy uznawana jest za jego najlepsze dzieło”, druga zaś „jest doskonała dzięki znacznemu nasyceniu treścią”. Lew Tołstoj cenił obie: „Powieść Bez dogmatu, drukująca się obecnie w <<Russkiej Myśli>>, podoba mi się nadzwyczajnie. Sądząc po niej, uważam Sienkiewicza za znakomitego poetę”; z kolei Połanieckich czytał „z dużą przyjemnością” i chwalił ich autora – „wspaniały pisarz, szlachetny, rozumny, opisujący życie w całej jego rozległości”.

Autor przywiązywał do tych powieści, które świadczyły o wszechstronności jego talentu, wielką wagę. Już w połowie 1888 r., a więc przed napisaniem noweli Ta trzecia, „układał w głowie powieść nowożytną z tym wyraźnym zamiarem, żeby zrobiła ona rewolucję w polskiej powieści”. Faktycznie taką rewolucję uczyniło Bez dogmatu – „powieść zatem ma być i będzie – zapowiadał pod koniec 1889 r. – bardzo wyraźnym ostrzeżeniem, do czego prowadzi życie <<bez dogmatu>> – umysł sceptyczny, przerafinowany, pozbawiony prostoty i nie wspierający się na niczym”.

Z kolei przystępując do Połanieckich postawił sobie za cel napisać dobrą powieść obyczajową i tym samym sprawić, aby tłumaczono ją na obce języki. Tak się stało – we Włoszech i Niemczech powieść odniosła sukces niewyobrażalny: „O moim zwycięstwie w Niemczech możeś słyszała – pytał szwagierkę w grudniu 1899 r. – Urządzono plebiscyt co do wszystkich powieści z ostatnich czasów i Die Familie Polanieccy mieli większą połowę głosów – reszta rozpadała się między kilkunastu autorów wschodnich i zachodnich. Swego rodzaju Grunwald! (...) Jednocześnie w Rosji Ministerium S[praw] W[ewnętrznych] ogłosiło statystykę poczytności rozmaitych autorów. Otóż pierwsze miejsce zajmuję ja, Zola 18-te, Tołstoj 15-te”.

To właśnie na kartach Rodziny Połanieckich znajdziemy niejeden aforyzm Sienkiewicza, np.:

-„Zrób zawsze, co do ciebie należy, a resztę zdaj na Pana Boga. On najlepiej wie, czego nam trzeba”.

-„Wszystkie systemy filozoficzne mijają jak cienie, a msza po staremu się odprawia, ona jedna obiecuje dalszy i nieprzerwany ciąg”.

-„Życie to szereg poświęceń. Trzeba tę zasadę nosić w sercu i w głowie”.

 

Quo vadis? – epopeja chrześcijańska

(1895 – 1896)

 

„Dzieło wizjonerskie. Wspaniałe i monumentalne. Przepojone głębią duchowości. Promieniujące przesłaniem miłości i dobroci. Głębokie w swej szlachetnej mądrości. Urzekające bogactwem niezwykłego piękna, dające niezapomniane wzruszenia i poruszające przeżycia estetyczne. Żarliwe wyznanie wiary jednego z najbardziej katolickich pisarzy naszej literatury narodowej. <<Epopeja chrześcijańska>>, którą mistrz polskiej prozy poruszył wyobraźnię świata i ożywił natchnienie twórców we wszystkich dziedzinach sztuki, i (jak sam skromnie wyznawał) <<porządnie przyczynił się do zwrócenia ludzi w kierunku idealnym>>. Ale także obudził sumienie religijne człowieka przełomu wieków. W czasach zobojętnienia religijnego, niewiary, relatywizmu moralnego, wzmożonej laicyzacji, ateizacji, życia <<bez dogmatu>>, <<gdy Boga pisało się przez małe b>>, obudził w duszach ludzkich tęsknotę do Stwórcy. Wielkiemu dziełu Polaka, przyjmowanemu z zachwytem na świecie, błogosławił z całego serca ówczesny papież, Leon XIII. Po latach Następca na Stolicy Piotrowej uznał, że jest to książka czyniąca <<wiele dobra>>.

Z okazji setnej rocznicy dzieła w r. 1996 Ojciec Św. Jan Paweł II powiedział w wywiadzie udzielonym <<Niedzieli>>: <<Oczywiście przeczytałem Quo vadis? i później czytałem na nowo wiele razy zarówno przed, jak i po święceniach kapłańskich. Jest to książka, która sprawiła i sprawiać będzie wiele dobra. Za dramatyzmem i wciągającą akcją tej powieści historycznej kryje się również właściwa katecheza. Mówią mi, że drukuje się ją na nowo i sprzedaje we wszystkich językach. Cieszę się jako Polak, lecz również jako chrześcijanin>>” (L. Ludorowski, Przesłanie miłości i dobra, [w:] H. Sienkiewicz, Quo vadis? Powieść z czasów Nerona, Edycja bibliofilska dla upamiętnienia 100-lecia Quo vadis? dedykowana Ojcu Świętemu Janowi Pawłowi II, Kraków 1996).

Nie licząc czasu, gdy gromadził materiały, myślał nad powieścią, przygotował jej fragmenty w formie odczytu na budowę kościoła w Zakopanem (11 VIII 1894) – pracował nad książką, która „zadziwiła świat”, zaledwie rok! Zaczął pisać ją w lutym 1895 w Warszawie, ukończył w lutym 1896 w Nicei. Quo vadis? wyrosło z jego chrześcijańskiej wiary i postawy, z zainteresowań starożytnością, ze znajomości Rzymu, literatury, malarstwa, kultury i historii polskiej oraz europejskiej. Zostało poprzedzone nowelą Pójdźmy za Nim! (1893), gdzie ukazał cudowne uzdrowienie głównej bohaterki, Rzymianki Antei, podczas Drogi Krzyżowej Pana Jezusa.

14 października 1893 r. zwierzył się przyjacielowi, Dionizemu Henkielowi: „Chcę zrobić rzecz, która by się tak miała do Pójdźmy za Nim!, jak Ogniem i mieczem do Niewoli tatarskiej. Marzy mi się wielki epos chrześcijański, w którym chciałbym wprowadzić świętego Piotra, Pawła, Nerona, pierwsze prześladowania i dać szereg tak ogólnoludzkich i wspaniałych obrazów, żeby musiano je tłumaczyć z polskiego na wszystkie języki”. Ostatnim jakby bodźcem przesądzającym o przystąpieniu do dzieła było ujrzenie kapliczki „Quo vadis?”:

„Pomysł napisania Quo vadis? powstał we mnie pod wpływem czytania Annałów Tacyta, który jest jednym z najulubieńszych moich pisarzy, i podczas dłuższego pobytu w Rzymie. Słynny malarz polski, [Henryk] Siemiradzki, który wówczas zamieszkiwał w Rzymie, był moim przewodnikiem po Wiecznym Mieście i podczas jednej z naszych wędrówek pokazał mi kapliczkę <<Quo vadis?>>. Wtedy to powziąłem myśl napisania powieści z owej epoki i mogłem ją urzeczywistnić dzięki znajomości początków Kościoła”.

Bardzo ważne jego wyznanie nie tylko odnośnie do prac nad Quo vadis?, ale też do wszystkich jego zmagań twórczych spotykamy w liście do Janczewskiej z Kaltenleutgeben z 15 maja 1894 roku:

„(...) nie tylko dużo piszę [Rodzinę Połanieckich], ale robię ogromnie poważne studia do Quo vadis?, czytam po nocach Tacyta i wszystko, co mam pod ręką, i prawdopodobnie przepracowałem się już, bo nie jestem zdrów i czuję się raczej gorzej niż lepiej, a przy tym zmęczony jestem do najwyższego stopnia. (...) Doprawdy, że to nie frazes, że sztuka może ratować, bo jednak ja posiadam zdolność takiego odrywania się od osobistych myśli, jak raz siądę do roboty, że żyję tylko nią i moimi ludźmi. Dlatego oni są żywi – i dlatego biorę nieraz z siebie i z innych ludzi rysy w formie obserwacji, ale portretu niczyjego w sensie pamfletowym nie robię, bo choćbym chciał, uniesie mnie temperament pisarski i tyle natworzę w każdej figurze rysów indywidualnych, jej tylko właściwych, że ją nawet zewnętrznie widzę po swojemu, w fizycznych kształtach takich, jakie jej z góry dałem. – Zostaje tylko sens moralny z życia brany, ale tego skądinąd brać nie można, bo etyka nie jest rzeczą twórczości – i nic nowego w tym względzie od czasów Chrystusa wymyślić nie można”.

22 listopada 1895 r. prace nad Quo vadis? są mocno zaawansowane, twórca czuje, że pisze dzieło niezwykłe: „Nawet kiedy nie piszę, nie jestem zdolny ani coś innego robić, ani o czym innym myśleć, jak o Quo vadis?. – Doszedłem wreszcie do wybuchu. To, co zapowiadało się dotąd groźnie, było tylko jak pomruk przed burzą. Teraz dopiero będzie burza i rozpocznie się prawdziwa epopeja chrześcijańska. Ułożyłem i mam w głowie tyle scen wspaniałych i strasznych, że byle zdrowia i sił – to Quo vadis? będzie donioślejsze niż wszystko, com napisał. Nie mogę o czym innym myśleć i odpoczynek, to jest jakaś przerwa trochę dłuższa, na nic by mi się nie przydała, bo jestem pod ciągłą obsesją – i czy piszę, czy nie, w głowie odbywa się praca bez chwili przestanku. Nie wiem, kiedy skończę, bo tyle jest do zrobienia, że prawie setki stron”.

Wreszcie obwieszcza koniec, ale czuje się tak wyczerpany, że nie jest zdolny do pełnej radości z ukończenia dzieła i sukcesu: „Cieszy mnie wrażenie Quo vadis?, ale nie umiem Ci powiedzieć, ilem w to włożył zdrowia. Mózg mnie boli i zmęczenie wychodzi każdym nerwem”.

Książka zaczyna podbijać świat. Tłumacze prześcigają się w jej przekładach. Firmy wydawnicze zbijają fortunę na jej wydaniach. We Włoszech „powodzenie Quo vadis? i Połanieckich przechodzi imaginację” (kwiecień 1899). „W jednym tylko roku wyszło w tłumaczeniu angielskim (1896 r.) około 800 000 egzemplarzy w Anglii i Ameryce, a profesor Brückner, historyk literatury polskiej w Berlinie obliczył, że w roku 1901 tylko w tych dwóch krajach kupiono około 2 milionów egzemplarzy”. Francuski przekład (1900 r.) oraz wspaniała edycja francuskiego wydawnictwa Flammarion, z ilustracjami Jana Styki, zadecydowały – uważa się – o przyznaniu Sienkiewiczowi Nagrody Nobla.

W 1912 r. pisał do jednego z francuskich krytyków: „Co do przekładów Quo vadis?, to liczba ich przewyższa prawdopodobnie tłumaczenia wszystkich innych powieści. Oprócz bowiem przekładów opublikowanych w językach bardzo rozpowszechnionych, jak angielski, francuski, niemiecki, hiszpański, włoski, a nawet rosyjski, posiadam tłumaczenia szwedzkie, duńskie, holenderskie, węgierskie, słoweńskie, portugalskie, nowogreckie, armeńskie, fińskie, litewskie i wiele innych. Przekład Quo vadis? ukazał się nawet w Japonii, a w zeszłym roku wydawca Hilmi z Konstantynopola nadesłał mi przekład arabski. Co do liczby wydanych tomów nie potrafię udzielić Panu ścisłych informacji. Przed dwunastoma laty przeczytałem w angielskim revue <<Black and White>>, że liczba tomów sprzedanych w przekładzie angielskim Jeremiego Curtina przekroczyła milion. Od czasu ustalenia tego faktu upłynęło wiele lat, ukazało się sporo nowych wydań, bo pan Curtin nie był jedynym tłumaczem. Tłumaczył, kto chciał, i znam znaczną ilość przekładów dokonanych przez różnych tłumaczy i wydanych przez różnych wydawców”.

„Amerykański krytyk, Dole, tłumacz Tołstoja, nazwał Quo vadis? <<jedną z największych książek naszych czasów>>” (J. Szczublewski, Sienkiewicz, Żywot pisarza, Warszawa 2006).

 

Budowa pomnika Adama Mickiewicza w Warszawie

(25 II 1897 – 24 XII 1898)

 

25 lutego 1897 r. wystąpił z pomysłem wzniesienia w stulecie urodzin Mickiewicza pomnika poety w Warszawie. Poparcie uzyskał i 6 maja po raz pierwszy kierował posiedzeniem zorganizowanego Komitetu. Wykonanie monumentu powierzył rzeźbiarzowi Cyprianowi Godebskiemu. Pełnym funduszem dysponował po niespełna dwu miesiącach, bo zaledwie tyle czasu wystarczyło na zebranie 200 tysięcy rubli (pieniądze pochodziły z „symbolicznych” datków – od pół kopiejki do jednego rubla; ofiarodawcami byli głównie Polacy niezamożni). Z pracami nad pomnikiem zapoznawał się na bieżąco, m. in. wyjeżdżał do Carrary, by obejrzeć makietę rzeźby i zgłosić do projektu własne uwagi.

Pomnik Mickiewicza przy Krakowskim Przedmieściu w Warszawie został odsłonięty według planu 24 grudnia 1898 roku. Zaborca zakazał przemówień i śpiewów, wobec czego uroczystość przebiegła w milczeniu. Nie mogąc wygłosić mowy na cześć Mickiewicza, autor przesłał ją krakowskiemu „Czasowi” do publikacji (5 I 1899). W trakcie uroczystości wprowadził na podium, ustawione przed pomnikiem, córkę wieszcza, Marię Górecką.

Był też zainteresowany budową pomnika wieszcza w Krakowie i zabierając głos w sporze nad miejscem usytuowania monumentu, opowiedział się za Rynkiem Głównym:

„Mickiewicz jest nie tylko jednym z największych ludzi, jakich kraj nasz wydał, lecz zarazem jednym z najbardziej przez ogół ukochanych. Dlatego w wyborze miejsca na jego pomnik nie mogą być brane względy akademickie. Postawienie pomnika nie na Rynku krakowskim, ale na uboczu, byłoby dowodem zupełnego lekceważenia woli i uczuć ogółu” (czerwiec 1890).

Wziął także udział w odsłonięciu pierwszego na ziemiach polskich pomnika Juliusza Słowackiego w Miłosławiu pod Poznaniem, gdzie wygłosił mowę 16 września 1899 roku. Wielkości „drugiego wieszcza” i pięknu jego języka poświęci esej pt. Słowacki – Helios z okazji przypadającego w 1909 roku jubileuszu stulecia urodzin poety.

 

Krzyżacy – powieść jubileuszowa

(1896 – 1900)

 

Autor odkrywczej interpretacji tego wiekopomnego dzieła jako „eposu rodowego rycerzy Bogdanieckich”, prof. Ludorowski, zaznaczył:

„Arcydzieło polskiej powieści historycznej – Krzyżacy – publikowane w odcinku wspaniałego i cenionego <<Tygodnika Ilustrowanego>> (od 18 stycznia 1897 do 14 lipca 1900 roku; finalny fragment grunwaldzkiego tryumfu zsynchronizowano więc z datą wiekopomnej wiktorii) (...) zajęło wysokie miejsce w literaturze narodowej obok Trylogii i Quo vadis? i stało się niewątpliwie ewenementem w dziejach gatunku”.

Nie było jednak łatwo Sienkiewiczowi napisać tę powieść z wielu powodów: twórca czuł się mocno zmęczony po ukończeniu Quo vadis?, coraz częściej odczuwał rozmaite dolegliwości i zapadał na różne choroby, poświęcał czas na zabiegi wokół budowy warszawskiego pomnika Mickiewicza. Dlatego po Krzyżakach zamierzał „sobie powiedzieć: dość tej prozy – i naprzód długo odpocząć, a potem zmienić całkowicie system pracy, pisać rzeczy krótsze, nie zaczynać nic [tzn. nie drukować w prasie] przed ukończeniem rękopismu, słowem, nie podawać się w ciężkie roboty i niewolę. Układam też sobie – dodawał w liście do szwagierki Jadwigi – że będę pisywał do teatru, ale tymczasem chodzi o to, by zdrowie dopisało choć jak tako do końca Krzyżaków”. (W pewnym sensie „dotrzymał słowa” – następną większą powieść pt. Na polu chwały rozpoczął pisać pod koniec 1903 roku, a więc 3 lata po ukończeniu Krzyżaków).

Trud stworzenia tak szeroko zakrojonego dzieła – kolejnego eposu historycznego, sagi na rozległym, panoramicznym tle odległej epoki średniowiecza – porównał do przytłaczającego ciężaru – „góry na ramionach!”. Zdawał sobie sprawę, jak trudnemu, wręcz niewyobrażalnemu zadaniu będzie musiał sprostać: „(...) i ton, i umysłowość tych ludzi, i mieszanina ich chłopskiego prostactwa z pojęciami rycerskimi, i język, w którym przez odcienia trzeba wywoływać wrażenie odległych czasów – słowem: góra na ramionach!”.

16 grudnia 1898 żali się: „Bywam tak zmęczony, jak by mnie kto obił”. Tymczasem mieszkańcy Krakowa chcą, by zajął się postawieniem kolejnego pomnika: „Wyobraź sobie – ubolewał w liście do Janczewskiej 23 lutego 1899 – że proponowano mi tu jako niezrównanemu stawiaczowi pomników, żebym stanął na czele komitetu, który zamierza dźwignąć pomnik Słowackiemu i Krasińskiemu razem (...)”. A 26 kwietnia 1899: „Już jestem tak zmęczony, że dalej nie idzie”. By mieć „trochę” spokoju do pracy twórczej i „względnego” odpoczynku w przerwach między pisaniem, „ucieka” za granicę. Krzyżacy powstają w rozlicznych miejscach:

„Rozpoczęta (prawdopodobnie jeszcze u schyłku 1895 r., z pewnością w pierwszych miesiącach 1896), pisana (latem tegoż roku) w Zakopanem i Kaltenleutgeben (koło Wiednia), następnego zaś roku – w Warszawie, Ragaz, Zakopanem, Nicei, a w 1898-1899 w Parc St. Maur, Ploumanach, Warszawie i Zakopanem, a ukończona w podparyskiej miejscowości – powstawała (podobnie jak inne dzieła Sienkiewicza) w nieustających, wielkich podróżach europejskich, które niewątpliwie stymulowały proces twórczy autora. Samo komponowanie dzieła trwało cztery pełne lata, jednakże praca nad nim (przygotowanie, studiowanie źródeł itp.) objęła czas znacznie dłuższy – lat 8, może 9 – pierwsze (bardziej konkretne) pomysły pojawiły się bowiem w roku 1891-92. Stąd Krzyżacy są najdłużej opracowywaną powieścią Sienkiewicza. (...)

Sienkiewiczowskie dzieło stało się więc efektem wieloletnich własnych przemyśleń i narastających z czasem nowych doświadczeń, by zaowocować jako wielki czyn artystyczny i patriotyczny: obrony narodu przed prusko-germańską agresją. Każdą agresją” (L. Ludorowski, Epos rodowy rycerzy Bogdanieckich, [w:] H. Sienkiewicz, Krzyżacy. Powieść, Wydanie jubileuszowe dla upamiętnienia 100-lecia powstania dzieła, Kraków 2000).

Powieść wzbudziła ogólne zainteresowanie już w trakcie publikacji prasowej. Wkrótce stała się bardzo poczytna w Europie, co ciekawe – także w Niemczech!; „Tygodnik Ilustrowany” informował w maju 1901 roku: „Rzecz charakterystyczna, że właśnie w znanym z krzyżackiego usposobienia mieście Lipsku, gdzie jest główna siedziba szowinizmu niemieckiego i gdzie grasuje najszowinistyczniejsze ze wszystkich szowinistycznych Towarzystw, osławiony <<Alldeutscher Verband>>, rozpoczęto pierwsze zbiorowe wydanie dzieł Sienkiewiczowskich i że je rozpoczęto od tłumaczenia Krzyżaków”.

Siłę oddziaływania „powieści grunwaldzkiej” można zobrazować znamiennym wydarzeniem: oto Niemiec spod Legnicy, Alfred von Olszewski, odnalazłszy polskie korzenie – pod wpływem twórczości Sienkiewicza, a szczególnie jego Krzyżaków – uzależnił odziedziczenie majątku przez syna i córkę spełnieniem warunku ich powrotu do polskości; w przeciwnym razie Warmątowice miały się stać własnością pisarza. Jak wiadomo, Sienkiewicz odmówił przyjęcia legatu (1909 r.), twierdząc, że „do Polski i do polskiej idei nie ciągnie się nikogo groźbą wyzucia z ziemi odziedziczonej po ojcach” (sprawę te omawia prof. Ludorowski w filmie „Testament von Olszewskiego”, emitowanym przez Telewizję Polonia 2007 r.).

 

Jubileusz 1900

 

Warszawskie uroczystości, które 22 grudnia roku 1900 Darem Narodowym Oblęgorka wieńczyły obchody [umownie] XXV-lecia <<pracy na niwie literatury>> (...) zyskały trwałe miano jubileuszu Sienkiewicza. Oczywiście, zakończony wówczas jubileusz miał jednak (o czym się prawie nie pamięta), także swój wyraźny początek, rozpoczął się bowiem na przełomie 1896-1897 r. inicjatywami uczczenia <<srebrnych godów>> twórczości znakomitego pisarza i wkrótce potem powołania (w styczniu 1897) oficjalnego komitetu jubileuszowego. Sienkiewicz tego wyróżnienia nie zaaprobował, uznając – bez śladu jakiegokolwiek żalu, że <<to jest czas Mickiewiczowski>> – więc bezwzględnie pierwszeństwo należy się najdonioślejszej dla Polaków rocznicy – zbliżającemu się stuleciu urodzin twórcy Pana Tadeusza i jej należy właśnie <<poświęcić wszystkie siły i środki>>. Zaproponował także – wracając do swego pierwotnego pomysłu z 1882 r. – aby uczcić tę rocznicę wzniesieniem pomnika Mickiewicza w Warszawie. Dzieło – stanowiące tak wyjątkową manifestację patriotyzmu – było w ówczesnej sytuacji pewnego odczuwalnego <<zelżenia>> represyjności reżimu carskiego za Mikołaja II (1894-1917) (...) przedsięwzięciem prawie niemożliwym do wykonania. I tej nieprawdopodobnie trudnej misji oddał Sienkiewicz swoje siły, podporządkował mu tworzone (z tak wielkim mozołem) własne dzieło – powieść jubileuszową – Krzyżaków. Poświęcił więc bez wahań i całkowicie czas swoich <<srebrnych godów>>; dwa lata: 1897 i 1898 z najwyższą odpowiedzialnością, nie szczędząc sił i środków, kierował budową i doprowadził do końca to chyba najtrudniejsze i najszczęśliwsze patriotyczne dzieło Polaków tamtego okresu” (L. Ludorowski, Jubileusz Henryka Sienkiewicza 1900, Lublin 2001).

Zgodnie z prośbą Jubilata poprzestano w 1898 r. tylko na „obchodach prywatnych”. 8 października w salonie doktora Benniego zebrało się „liczne grono wielbicieli talentu Sienkiewicza” i wręczyło mu „podarunek jubileuszowy”: popiersie powieściopisarza wykonane w białym marmurze przez rzeźbiarza Piusa Welońskiego (rzeźbę przechowuje obecnie Muzeum Henryka Sienkiewicza w Woli Okrzejskiej).

Warszawskie obchody w 1900 r. poprzedziły jednakże uroczystości we Lwowie (30 IV – 5 V), gdzie był witany iście po królewsku. Przed Hotelem Europejskim, w którym zamieszkał na tydzień, 2000 młodzieży urządziło mu owację.

„Przełożone” na 22 grudnia 1900 r. uroczystości oficjalne miały w Warszawie przebieg następujący: godzina 11.00 – msza święta w kościele Świętego Krzyża; godz. 13.15 – uroczystość w Ratuszu, w czasie której biskup Ruszkiewicz, prezes Komitetu Jubileuszowego, wręczył pisarzowi akt własności Oblęgorka (pałacu, parku i gospodarstwa) jako Daru Narodowego, a Obdarowany wystąpił z przemówieniem; godz. 19.00 – widowisko w Teatrze Wielkim, które objęło komedię Zagłoba swatem, specjalnie napisaną przez Jubilata na tę okazję; po teatrze – raut dla Jubilata i ok. 400 zaproszonych gości w salonach Resursy Kupieckiej.

Jakkolwiek Sienkiewicz z rodziną sprowadził się do swej posiadłości w czerwcu 1902 roku (po sprzedaniu warszawskiego mieszkania przy ul. Wspólnej 24), nie zamieszkał tam na stałe; Oblęgorek będzie dla niego głównie miejscem wypoczynku, letnią rezydencją (obecnie Muzeum Henryka Sienkiewicza).

 

Pomoc dla Jasnej Góry i Częstochowy

 

Był do tego miejsca – świętego miejsca – szczególnie przywiązany:

„Zapomnieli [Szwedzi] – dowodzi na kartach Potopu – że ten naród ma jeszcze jedno uczucie, to właśnie, którego ziemskim wyrazem była Jasna Góra.

I w tym uczuciu było jego odrodzenie.

Więc huk dział, który odezwał się pod świętym przybytkiem, odezwał się zarazem we wszystkich sercach magnackich, szlacheckich, mieszczańskich i chłopskich. Okrzyk grozy rozległ się od Karpat do Bałtyku i olbrzym rozbudził się z odrętwienia.

– To inny naród! – mówili ze zdumieniem jenerałowie szwedzcy”.

Kult Maryjny, duchowy związek z Sanktuarium, szacunek oraz podziw dla świętego i heroicznego Przeora-Obrońcy ponownie wyrazi esejem Kordecki z 1903 roku:

„(...) mówił Mickiewicz, że Kordecki był jednym z takich ludzi, których Opatrzność zsyła co czas jakiś na wzór dla przyszłych pokoleń. (...)

Krytyka może stanąć przed nim zdumiona jak przed nadzwyczajnym zjawiskiem, ale niczemu nie można zaprzeczyć, niczego ująć, niczego zmniejszyć. Wśród ponurej nocy dziejowej zjawił się słup ognisty. Wstał w narodzie <<ten, który duszy nie oszczędził>>, jak w swoim czasie wstała we Francji Joanna d’Arc. Poczuł się wybrańcem Bożym, więc wziął krzyż i wyszedł bronić tej ostatniej skały, której nie pochłonęły jeszcze fale <<potopu>>” („Studia Sienkiewiczowskie, t. V, cz. 1, Lublin 2005).

Pielgrzymował na Jasną Górę wielokrotnie. Przybył na Jubileusz 500-lecia uroczyście obchodzony z udziałem pół miliona pielgrzymów 8 września 1882 r. w Święto Matki Bożej.

Za zasługi wobec Świętego Przybytku i Zakonu Ojców Paulinów otrzymał w 1898 r. dar szczególny: szwedzką kulę armatnią wyjętą z murów klasztornych, a w 1900 r. – najwyższą godność współbrata (konfratra). Wzruszony, w podzięce napisał m. in.:

„Mówię otwarcie i z ręką na sercu, że cenniejszego daru i milszej pamiątki, jak ta stara szwedzka kula, nie otrzymałem nigdy w życiu”.

Zasłużył się dla Jasnej Góry rozsławiając ją na cały świat w Potopie. Jak jeszcze?

Dwukrotnie w 1898 r. przyczynił się do zrealizowania inicjatyw na rzecz klasztoru na prośbę ówczesnego Ojca Przeora Euzebiusza Rejmana, który przyjeżdżał w obu sprawach do warszawskiej redakcji „Słowa”. Pierwsza dotyczyła wyprowadzenia poza mury twierdzy kwaterujących w niej od r. 1863 żołnierzy rosyjskich; druga – budowy Drogi Krzyżowej na pamiątkę Roku Pańskiego 1900. Wojsko zostało wyprowadzone w r. 1898; do dzieła budowy 14 monumentalnych stacji (w dawnej fosie wokół Wałów Jasnogórskich) też przystąpiono w 1898 r. (poświęcenie nastąpiło w r. 1913).

Jego związki z Częstochową określiły również względy rodzinne. Tu bowiem zmarła 12 lipca 1903 r. i została pochowana na cmentarzu Kule (w kwaterze 12, przy alei Przemienienia Pańskiego, opodal kościółka) jego młodsza siostra Zofia. Grób istnieje i obowiązkiem moralnym częstochowian jest się nim opiekować („Niedziela Częstochowska” 2007, nr 46; „Studia Sienkiewiczowskie”, t. IX, Lublin 2009; „Niedziela” 2010, nr 2; „Lublin” 2010, nr 3).

Wiele powodów – ale przede wszystkim jego postawa katolicka – zdecydowało o tym, że rozpoczął akcję odczytową na powodzian w 1903 r. właśnie od Jasnej Góry i Częstochowy.

Jak nikt pomógł mieszkańcom Częstochowy w czasie I wojny światowej, kiedy powołał w Szwajcarii Komitet Generalny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce i pełnił funkcje jego prezesa. Z pieniędzy zbieranych po całym świecie trzykrotnie przesłał znaczące kwoty do Częstochowy, gdzie panowały wówczas bezrobocie, głód i nędza. „Goniec Częstochowski” informował o Sienkiewiczowskich akcjach wspierających lokalną społeczność 15 kwietnia, 19 sierpnia, 28 października 1915 roku. Pierwsza kwota nadeszła pod adresem doktora Władysława Biegańskiego i była przeznaczona dla powiatowego Centralnego Komitetu Żywnościowego („Studia Sienkiewiczowskie, t. VII, Lublin 2007; „Ziemia Częstochowska, t. XXXIV, Częstochowa 2007).

 

Odczyty na powodzian

(8 XII 1903 – 27 I 1904)

 

Akcja zakrojona na wielką skalę w celu zebrania pieniędzy dla poszkodowanych wskutek powodzi, jaka nawiedziła Polskę latem 1903 roku. Rozpoczęta od mszy św. na Jasnej Górze 8 grudnia. Unikalnym śladem pamiątkowe wpisy do ksiąg Jasnogórskich z dnia 9 grudnia. Pisarz umieścił aforyzm: „W Częstochowie, na Jasnej Górze, bije nieśmiertelne serce polskiego Ludu”.

Wraz z kilkoma innymi prelegentami dał odczyty kolejno w Częstochowie, Piotrkowie, Kielcach, Radomiu, Lublinie, Siedlcach, Łodzi, Kaliszu, Kutnie, Włocławku, Płocku, Łomży, Suwałkach, Sosnowcu, Tomaszowie, Warszawie. Cieszyły się te prelekcje ogromnym zainteresowaniem i poparciem głównie ze względu na obecność Sienkiewicza. Autor czytał nowelę Dwie łąki. Samo jego wejście na mównicę wywoływało głośny aplauz nadkompletu widowni. Oto relacja „Tygodnika Ilustrowanego” (z powodu cenzury mało szczegółowa) z wystąpienia w teatrze przy Alei NMP nr 19 (obecny gmach banku):

„Godzina ósma [dwudziesta wieczorem]. Tłumy publiczności zebrały się przed teatrem miejscowym. Ale teatr tylko sześćset osób może pomieścić; trzy razy tyle osób, nie dostawszy już biletu, od okienka kasy odejść musiało. (...) Teatr, w pierwszych rzędach napełniony wykwintną publicznością, dalej widać tłocznie młodzież, na galerii lud prosty, wielu robotników, których Częstochowa, miasto fabryczne, w bardzo znacznej posiada liczbie. (...)

Grzmot oklasków. Publiczność wstaje z miejsc. Wchodzi inicjator pięknej myśli, mistrz. (...)

[Po występie] Teatr się zatrząsł od grzmotu. Dziękowano za królewski dar słowa.

Wspólna biesiada zakończyła ucztę duchową”.

Charytatywna akcja odczytowa stała się zarazem jego tryumfalnym pochodem przez ziemie polskie i okazała się ważnym dziełem w uświadamianiu oraz jednoczeniu narodu, który za kilkanaście lat sięgnie po niepodległość. To, co wtedy działo się w Polsce, tak opisał swemu przyjacielowi mieszkającemu we Lwowie:

„Jutro jadę do Lublina [tj. 23 I 1904], a 27-go jest odczyt w Warszawie. W ogóle mają one świetne powodzenie. – Przynoszą coś dla powodzian, a więcej jeszcze dla prowincji, którą przebiega jakby prąd elektryczny nowego życia, spotęgowanej ochoty do pracy i do samoobrony. Trudno wypowiedzieć, a zwłaszcza trudno dać pojęcie o tym wam, żyjącym w kraju konstytucyjnym, jakie to ma tu ogromne znaczenie. Jest mimo wszelkiego umęczenia jedna w tym dla mnie pociecha: oto wszędzie spotykają mnie chłopi i wszędzie mówią mi: „Tyś nas zrobił Polakami”. Wszędzie! To mi opłaca wszelkie owacje, wszelkie przemówienia, wszelkie pochwały i tę rolę szczura na ołtarzu, tak przeciwną mojej naturze, że nie mam na to dość słów. – Ale patrzę natomiast na dziwne zjawisko. (...) Miliony ludu budzą się nagle i uświadamiają narodowo do tego stopnia, że trzeba je hamować. Jest to żywiołowy, niczym niepowstrzymany ruch. Trochę do tego dopomogły niezawodnie moje powieści historyczne – ale teraz to jest po prostu lawina. Patrzę na to własnymi oczyma – i muszę wierzyć, bo tak jest. Obóz polski to teraz nie tylko inteligencja, to kilkanaście milionów jednolitego pod względem uczuć narodu” (H. Sienkiewicz, Listy, t. III, cz. 1, Warszawa 2007).

 

Wobec rewolucji 1905

 

Rozumie znaczenie socjalizmu, nie akceptuje jednak strategii socjalistów i rewolucjonistów jako szkodliwej dla narodu. 5 listopada 1905 r. do przeszło 100 tysięcy uczestników ogromnej manifestacji narodowej wygłasza z balkonu domu w Alejach Jerozolimskich przemówienie; nawołuje „Braci Rodaków” do pracy, solidarności i miłości, gdy „zajaśniał nam pierwszy brzask wolności”:

„Ludu polski! Ty masz swą pracą odbudować ten twój ukochany dom, który ci zburzono w czasach klęski – i nad bramą jego położyć napis, wyryty we wszystkich naszych sercach: <<Jeszcze Polska nie zginęła!>> Niech żyje lud polski! niech żyje miłość bratnia! niech żyje praca! – niech żyje Polska!”.

Powieścią społeczno-polityczną pt. Wiry (1909-1910) występuje przeciwko ideologii oraz rewolucji „eksportowanej” ze Wschodu, szerzącej terror, zniszczenie i śmierć, przeciwko koncepcji państwa proponowanej przez rewolucjonistów, oraz broni „sprawdzonego” systemu wartości chrześcijańskich:

„Socjalizm... (...) To przecie rzecz starsza od Meneniusza Agryppy. Płynie ta rzeka przez całe wieki. – Czasem, gdy przykryją ją inne idee, nurtuje pod ziemią, potem zaś znów wydostaje się na światło dzienne. – Czasem opada, czasem wzbiera i rozlewa... Obecnie mamy powódź i to bardzo groźną, która może zatopić nie tylko fabryki, miasta i kraje, lecz nawet cywilizację...” (...)

„Biada narodom, które kochają więcej wolność niż ojczyznę”. (...)

„(...) wasze państwo socjalistyczne, jeśli je kiedykolwiek założycie, będzie takim poddaniem osobistości ludzkiej urządzeniom społecznym, takim wtłoczeniem człowieka w tryby i koła powszechnego mechanizmu, taką kontrolą i taką niewolą, że nawet dzisiejsze państwo pruskie jest w porównaniu świątynią wolności”. (...)

„(...) katolicyzm zrobił nas uczestnikami wszechświatowej kultury, połączył nas z Zachodem, wycisnął europejskie piętno na naszej polskiej duszy (...)”.

 

Nobel 1905

 

Zapowiadając swoją „dłuższą podróż, bo aż do Sztokholmu” z radością pisał synowi w liście z 28 listopada 1905 roku:

„Tak jest! Przyznano! I to jest ta dobra nowina i osobista, i prywatna. Około siedemdziesięciu tysięcy rubli dziwnie Oblęgorkowi pomoże, a zwycięstwo literatury polskiej w szrankach, w których występuje cały świat, to radość po prostu powszechna i rzecz ze wszystkich najważniejsza”.

Jego kandydaturę do Nagrody Nobla zgłosił 25 stycznia 1901 r. Stanisław Tarnowski – „znakomity historyk literatury, wnikliwy badacz twórczości autora Trylogii, profesor i rektor Uniwersytetu Jagiellońskiego, rekomendował (...) Akademii Szwedzkiej (...) chrześcijański epos Sienkiewicza do pierwszej edycji literackiej Nagrody Nobla w roku 1901” (L. Ludorowski, Za co Nagroda Nobla dla Henryka Sienkiewicza, „Studia Sienkiewiczowskie”, t. VI, Lublin 2007).

Nagrodę tę przyznano polskiemu pisarzowi dopiero w 1905 r. i to nie wyłącznie za Quo vadis?, lecz za całokształt twórczości epickiej, „w uznaniu – jak głosi inskrypcja na Dyplomie – dla jego nieocenionych zasług jako powieściopisarza”. Carl Wirsen (sekretarz Akademii) dokonawszy przeglądu niemal całej twórczości Sienkiewicza – od nowel Szkice węglem, Janko Muzykant, Latarnik, po najnowszą powieść Na polu chwały – wnioskował:

„(...) oceniamy ją jako ogromną – ze względu na jej zasięg i konsekwentnie szlachetną – pod względem treści, zaś styl jego prozy nosi cechy artystycznej doskonałości” („Studia Sienkiewiczowskie”, t. VI, Lublin 2007).

Odebrał nagrodę 10 grudnia. W przemówieniu dziękczynnym, wygłoszonym po francusku podczas bankietu powiedział m. in.:

„(...) Głoszono ją umarłą, a oto jeden z tysiącznych dowodów, że ona żyje!... Głoszono ją niezdolną do myślenia i pracy, a oto dowód, że działa!... Głoszono ją podbitą, a oto nowy dowód, że umie zwyciężać!...

Komuż nie przyjdą na myśl słowa Galileusza: E pur si muove!..., skoro uznana jest wobec całego świata potęga jej pracy, a jedno z jej dzieł uwieńczone.

Więc za to uwieńczenie – nie mojej osoby, albowiem gleba polska jest żyzna i nie brak pisarzów, którzy mnie przewyższają – ale za to uwieńczenie polskiej pracy i polskiej siły twórczej wam, panowie członkowie Akademii, którzy jesteście najwyższym wyrazem myśli i uczuć waszego szlachetnego narodu, składam, jako Polak, najszczersze i najgorętsze dzięki”.

A wśród przedstawicieli państw europejskich, którzy słuchali tych słów, byli też posłowie państw okupujących Polskę...

 

Publicystyka antypruska

 

Jest ona świadectwem „obywatelskiej służby Henryka Sienkiewicza”, o której prof. Lech Ludorowski pisze:

„Warto (...) przypomnieć patriotyczną służbę Sienkiewicza – ów tak mało, niestety, znany – godny podziwu składnik pomnikowej biografii polskiego Noblisty.

Niełatwo znaleźć wśród znakomitych twórców literatury narodowej pisarza, którego wkład osobisty w dzieło odrodzenia Ojczyzny, zmartwychwstanie Polski, byłby tak wielki i równie znaczący – jak właśnie jego; jak autora nieśmiertelnej Trylogii czyny własne, dokonania patriotyczne i jego nieustająca służba dla Polski. (...)

Pierwszym takim ważnym wystąpieniem stał się artykuł o Bismarcku, ogłoszony w 1895 r., zapoczątkowujący międzynarodową publicystykę twórcy Trylogii, podjętą w obronie prześladowanych współbraci przez polakożercze, okrutne prusko-niemieckie imperium <<żelaznego kanclerza>> i hakaty, Wilhelma II i von Bülowa jako wypowiedź nadesłaną w ramach ankiety zorganizowanej przez berlińskie pismo <<Gegenwart>> i skierowanej do dwudziestu najsławniejszych w Europie pisarzy artystów, wielbicieli i przeciwników ekskanclerza (z okazji 80. rocznicy jego urodzin). (...)

(...) w okresie swego jubileuszu w roku 1900 obchodzonym nie tylko w kraju, lecz w bardzo licznych skupiskach Polonii na świecie, pisarz ogłasza w krakowskim <<Czasie>> list otwarty do znanej pacyfistki i wiedeńskiej powieściopisarki, baronowej Berty Suttner (dodajmy: również laureatki pokojowej Nagrody Nobla przyznanej w 1905 r.) wymierzony przeciwko antypolskiej polityce państwa pruskiego.

Odpowiadając na jej apel (...) skierowany do najznakomitszych pisarzy i intelektualistów europejskich z wezwaniem, aby potępili oni Anglię za wojnę prowadzoną w południowej Afryce, oświadczył, że <<jako syn na wskroś humanitarnego narodu współczuje głęboko z wszelką ogólną niedolą i [...] cierpieniem, a jednak odezwy podpisać nie może>>. (...)

<<Wzrok Wasz leci na krańce ziemi, a przecież Poznańskie, Śląsk i Prusy Zachodnie leżą tuż obok Was! (...)

Więc Pani! Zanim zaczniecie się zajmować Afryką, zajmijcie się Europą. (...) Nieście dobrą nowinę waszym najbliższym, nieście słowa miłości! Pracujcie nad tym, aby Chrystus zapanował w domu Waszym i Waszych dziejach>>. (...)

List Sienkiewicza – przedrukowany w prasie angielskiej, rosyjskiej, francuskiej – zjednuje twórcy Krzyżaków prawdziwe uznanie i sympatię w całej Europie.

W roku następnym (1901) publikuje Sienkiewicz w „Czasie” swoją odezwę w sprawie ofiar wrzesińskich pt. O gwałtach pruskich. Utrzymana w poetyce listu do redakcji odezwa ta należy do arcydzieł prozy propagandowo-polemicznej (...).

Manifest pisarza, zakończony apelem o konieczność przetrwania, wezwaniem do solidarnej pomocy (poparty zresztą gestem własnej składki – 200 koron dołączonych do listu), aby <<bohaterskie i nieszczęsne dzieci nie pomarły z głodu>>, poruszył sumienie całej Polski i Europy. Odezwa ta w postaci ulotek – przedrukowana przez czołowe gazety francuskie, angielskie i rosyjskie – mobilizowała opinię światową przeciwko brutalnemu i bezwzględnemu zaborcy, a sprawa skatowania dzieci polskich we Wrześni i bezlitosne kary wymierzone przez <<spodlałe sądy>> ich rodzicom (jak <<ubogiej matce siedmiorga drobiazgu zamkniętej na dwa i pół lata>>) za <<głośne słowa oburzenia>> stała się odtąd symbolem pruskiego barbarzyństwa. Ale stała się również wydarzeniem pomnikowym (spośród licznych, w które obfituje biografia Sienkiewicza) bodajże najbardziej zapamiętanym. Takim właśnie, co przyznaje godność trwałą w narodowych dziejach: <<Pater et Patriae Defensor>>. (...)

I wreszcie – najważniejsze wydarzenie jego działalności polityczno-patriotycznej tych lat – List otwarty do Wilhelma II z 19 listopada 1906 r. (napisany w porozumieniu ze znanymi ówczesnymi politykami, Kazimierzem Morawskim i Stanisławem Tarnowskim). Rozesłany w przekładach obcojęzycznych do większych dzienników europejskich i amerykańskich i opublikowany przez wpływowe gazety francuskie, niemieckie, angielskie, rosyjskie, włoskie (a także amerykańskie) jest najgłośniejszym wystąpieniem o charakterze międzynarodowym polskiego Noblisty przeciwko okrutnej i coraz bezwzględniejszej akcji eksterminacyjnej pruskiego państwa – w obronie brutalnie prześladowanych Rodaków. (...)

Dobitnie rzuconą frazą: <<Wasza Cesarska Mość! Miara w prześladowaniu ciał i dusz jest przebrana!>> – powtarzającą się jeszcze dwukrotnie w różnych wariantach – piętnuje okrutnego monarchę, osobiście odpowiedzialnego za barbarzyńskie <<odbieranie naturalnego prawa do bytu danego narodom przez Boga>>. (...)

Jesienią 1907 r. podczas pobytu w Paryżu przygotowuje – przy pomocy Bronisława Kozakiewicza – ogromną międzynarodową ankietę stanowiącą dramatyczny akt samoobrony i walki z projektowaną przez rząd pruski (niesławnej pamięci kanclerza Bülowa) ustawą o przymusowym wywłaszczeniu ludności polskiej w Wielkopolsce i na Pomorzu, skierowaną do kilkuset osób należących do grona intelektualnej i artystycznej elity świata. (...)

Na ankietę Sienkiewicza odpowiedziały najwybitniejsze znakomitości epoki, wśród nich: Andre Gide, Maurycy Maeterlinck, Lew Tołstoj, H. G. Wells, Jarosław Vrchlicky, Kamil Flamarion, Cezary Lambroso, Emil Durkheim (...). Rzeczywiście, państwo pruskie stanęło przed <<trybunałem sumienia ludzkości i zostało bezwzględnie potępione przez opinię światową>> (...).

Znakomity pisarz – przeciwstawiając się histerycznej i brutalnej nagonce nacjonalistycznej prasy niemieckiej na prowadzoną akcję i Polaków – pouczał pruskich prześladowców (w artykule Prusy a Europa) o konieczności oparcia stosunków między narodami na prawach etyki (...): <<Na świecie musi się znaleźć miejsce dla wszystkich ras i plemion, a ich wzajemne stosunki przyszłość może uregulować inaczej niż za pomocą pałki i noża>>” (L. Ludorowski, Obywatelska służba Henryka Sienkiewicza, [w:] Tenże, Jubileusz Henryka Sienkiewicza 1900, Lublin 2001).

 

Komitet Szwajcarski

(1915-1916)

 

Po wybuchu I wojny światowej przerwał pisanie swej ostatniej powieści Legiony (pozostała nieukończona) i wyjechał do Szwajcarii, gdzie w Vevey (styczeń 1915) zorganizował wraz z Ignacym Paderewskim i Antonim Osuchowskim Komitet Generalny Pomocy Ofiarom Wojny w Polsce. Jako prezes tej charytatywnej organizacji apelował Do ludów ucywilizowanych o pomoc finansową dla Polaków:

„Miecz wytoczył w nieszczęsnej ziemi rzeki krwi, gdyż synowie jej zmuszeni są walczyć w trzech wrogich sobie wojskach. Pożoga zniszczyła miasta i wsie. Ustała praca ludzka – i nad olbrzymią krainą, od Niemna do Karpat, roztoczył skrzydła upiór głodu”. „Chleba i dachu dla polskiego ludu, by mógł doczekać się wiosny odrodzenia!”

Świat odpowiedział na apel Sienkiewicza: zareagowali Amerykanie, dobrze spisała się Polonia amerykańska (kampanię prowadził tam Paderewski), papież Benedykt XV polecił zbiórkę ofiar w całym świecie katolickim.

Do końca września 1916 r. zebrano 20 milionów koron austriackich. Pieniądze napływają do kraju na ręce ludzi pewnych i zaufanych. Sienkiewicz zyskuje miano „Wielkiego Jałmużnika Narodu” i wierzy w rychły koniec wojny, i w odzyskanie przez Polskę niepodległości.

 

Śmierć i pogrzeb

 

„14 listopada [1916] zapisał w swym pamiętniku:

<<Czuję, iż już niepodległej Polski nie zobaczę>>.

W ostatniej chwili powtórzył to jeszcze synowi, Henrykowi.

Nazajutrz zaczęła się agonia. Kończąc mówił: <<Pod Twoją obronę>>, ale często przerywał modlitwę słowami:

– <<Niepodległej Polski już nie zobaczę>> – znów odmawiał dalej <<Pod Twoją obronę>>.

Wkrótce oddał Bogu ducha” (J. Czempiński, Henryk Sienkiewicz – Duchowy Wódz Narodu. Jego żywot i czyny, Warszawa 1924).

*

„Henryk Sienkiewicz zmarł w hotelu w Vevey w środę 15 listopada wieczorem. Serce nie wytrzymało, padł z przemęczenia” (J. Szczublewski, Sienkiewicz. Żywot pisarza, Warszawa 2006).

Wykonano odlew twarzy i prawej dłoni Zmarłego (te cenne pamiątki posiada Muzeum Literackie Henryka Sienkiewicza w Poznaniu stworzone przez Ignacego Mosia). Zwłoki zabalsamowano.

*

„Pogrzeb w Vevey.

Na uroczystość żałobną 22 listopada przybyli dyplomaci Anglii, Rosji, Niemiec, Austrii, Francji i Szwajcarii, przy trumnie położono wieniec od króla angielskiego, wieńce poselstwa niemieckiego, poselstwa Austrii, wieńce polskich towarzystw w Szwajcarii. Sześciu chorążych przy katafalku stało z historycznymi polskimi sztandarami z muzeum w Raperswilu. Trumnę nakryto czerwonym całunem z narodowym godłem orła białego, znakami narodowymi udekorowano nawę kościoła. U końca uroczystości wszyscy powstali, kościół rozbrzmiał polskim hymnem narodowym. Pochowano przywódcę narodu” (J. Szczublewski, jw.).

 

Nadanie imienia Henryka Sienkiewicza Gimnazjum w Częstochowie

 

Cała Polska okryła się żałobą. Pod wrażeniem Jego zgonu społeczności miast podejmują różne inicjatywy, np. nazwania szkół czy ulic Jego imieniem.

W sobotę 18 listopada w sali obrad Magistratu po godzinie 17.00 na nadzwyczajnym posiedzeniu zbiera się Rada Miejska, która postanawia nazwać aleję między parkami wiodącą na Jasna Górę – Aleją Henryka Sienkiewicza, oraz nadać patronat Pisarza tutejszemu Gimnazjum.

„Goniec Częstochowski” 21 listopada w numerze 265 relacjonował:

„Członek Rady Opiekuńczej Gimnazjum Tow. Op. Szkolnej mec. M. Kokowski, opierając się na rozmowie prywatnej z dyr. W[acławem] Płodowskim stawia wniosek nadania tej uczelni nazwy <<Imienia Sienkiewicza>>. Niech to dla większej powagi wyjdzie nie z łona Szkolnej Rady Opiekuńczej lecz od Rady Miejskiej, zwłaszcza że uczelnia ta jest przez miasto subsydiowana. Po przypomnieniu przez p. Płodowskiego, że ku czci śp. Sienkiewicza pierwsza w kraju fundacja erygowana już została przy tym Gimnazjum w formie <<Sekcji pomocy im. Sienkiewicza>>, z której korzystało już 2 uczniów, tudzież po krótkich przemówieniach pp. H[enryka] Markusfelda i dr. E[dwarda] Kohna wniosek ten jednomyślnie przechodzi i dotychczasowy termin <<Gimnazjum T. O. S.>> zamieniony zostaje na <<Gimnazjum im. Sienkiewicza>>”.

 

Pogrzeb drugi

1924

 

Odbył się w poniedziałek 27 października 1924 r. o godz. 10.00 w Archikatedrze Świętego Jana w Warszawie (trumna ze zwłokami pisarza spoczywa w podziemiach tej świątyni).

Pociąg wiozący zwłoki Henryka Sienkiewicza był wielokrotnie zatrzymywany na trasie Vevey – Warszawa w wielu miastach, by gromadząca się ludność mogła oddać hołd Pisarzowi. (Szczegółowy opis sprowadzenia prochów autora Trylogii do kraju podaje Jan Czempiński w monografii <<Na Ojczyzny łono>>, Warszawa 1927).

Do Częstochowy pociąg przybył w sobotę 25 października na kilka godzin (od 14.25 do 17.45), aby trumna mogła być przewieziona ul. Piłsudskiego i Alejami Najświętszej Maryi Panny w uroczystym kondukcie z dworca kolejowego na Jasną Górę. Tam – na Wałach Jasnogórskich – odbyło się żałobne nabożeństwo. Ulice i place Częstochowy zapełniły tłumy.

W „Gońcu Częstochowskim” z 28 i 29 października 1924 r. czytamy m. in.:

„(...) wyruszył majestatyczny kondukt według następującego porządku: na czele szpica konna pod dowództwem kom. St. Siwonia, kompania piechoty z orkiestrą, pluton policji pod dowództwem kom. J. Konnesa, „Sokół’ z prezesem B. Rylskim i nacz. K. Chadzińskim na czele, pluton „Strzelca”, pluton I-go Gimnazjum im. Sienkiewicza z orkiestrą, pluton Straży Ogniowej z orkiestrą, Zw. Powstańców, wszystkie wymienione oddziały ze sztandarami przewiązanymi krepą, dalej sztandary wszystkich korporacji umundurowanych – każda delegacja w składzie chorążego i dwóch asystentów, delegacje z wieńcami (...).

Wzdłuż Alei ustawione były szpalery młodzieży ze wszystkich szkół średnich i powszechnych, zgrupowała się publiczność, zaś w alejce Sienkiewicza zajęły miejsce cechy ze sztandarami i sołtysi ze wszystkich wsi powiatu częstochowskiego. W czasie postępowania konduktu rozbrzmiewały dźwięki dzwonów we wszystkich świątyniach miejscowych, zaś na ulicach miasta płonęły lampy elektryczne, przysłonięte kirem. Cała droga od dworca kolejowego do Jasnej Góry usypana była gałązkami choiny. (...)

W czasie całego nabożeństwa trumna ze zwłokami Mistrza okryta była sztandarem I-go Gimnazjum Państw. im. H. Sienkiewicza. Był to rzewny, a pamiętny na zawsze moment. (...)

Tym samym pociągiem udała się delegacja na uroczystości warszawskie, w skład której weszli: prezydent dr J. Marczewski, radny Włosiński i p. Januszewski oraz pięciu OO. Paulinów. Ponadto wyruszyła do Warszawy część młodzieży I-go Gimn. Państw. im. H. Sienkiewicza z orkiestrą i na czele z Dyrekcją Gimnazjum oraz częścią nauczycielstwa”.

 

Nieprzemijający podziw, uznanie, szacunek, wdzięczność

 

Henryk Sienkiewicz z pewnością zasługuje na nieprzemijający podziw, uznanie, szacunek, wdzięczność. I wieczną pamięć. Wiedziały o tym minione pokolenia. (To one wzniosły Kopiec – Pomnik Henryka Sienkiewicza w Okrzei w latach 1932 – 1937.) Jak one czciły imię naszego Wielkiego Rodaka, Znakomitego Pisarza Noblistę, Szlachetnego Człowieka, tak i my potwierdzajmy teraz, że pamiętamy o Nim. To przecież On w ankiecie „Polityki” 1999 r. wybrany został najwybitniejszym pisarzem polskim XX wieku, a Jego Trylogia – najwybitniejszym dziełem wszech czasów.

Wspierajmy działalność Towarzystwa im. Henryka Sienkiewicza Zarząd Główny w Lublinie, które od lat (zarejestrowane w 1986 r.) szerzy i krzewi – mimo wielu przeszkód – umiłowanie twórczości Autora Trylogii.

Prezes TowarzystwaProfesor zwyczajny dr hab. Lech Ludorowski – dokłada ponadto starań, by pamiątki po Wybitnym Twórcy zostały otoczone opieką, a także prowadzi, propaguje, koordynuje badania nad życiem i dziełami Wielkiego Pisarza oraz funkcjonowaniem ich w świadomości oraz kulturze narodowej i światowej. Efektem tych wysiłków są coroczne konferencje naukowe dla szerokiego grona słuchaczy (uczniów, nauczycieli, studentów, ludzi nauki etc.) pod hasłem „Ogólnopolskich Spotkań Sienkiewiczowskich” oraz wspaniałe, jedyne w swoim rodzaju, monumentalne dzieło – „Studia Sienkiewiczowskie” – liczące już kilkanaście woluminów.

Najnowsza inicjatywa Towarzystwa – jakże szlachetna – dotyczy renowacji płyty nagrobnej Matki Henryka Sienkiewicza, Stefanii z Cieciszowskich Sienkiewiczowej, na cmentarzu w Okrzei, a także budowy Jej pomnika nagrobnego. Wesprzyjmy społeczną akcję ratowania Grobu tej zasłużonej dla Polski Matki! (Więcej o projekcie pomnika „Matka i Syn” czytaj w: „Studia Sienkiewiczowskie”, t. VIII – IX, Lublin 2008-2009; „Niedziela” 28 XI 2010, nr 48.)

 

Źródła wiedzy o Pisarzu (wybór)

 

ØHenryk Sienkiewicz, Listy, t. I – V, oprac. M. Bokszczanin, Warszawa 1977 – 2009.

ØMaria Korniłowiczówna, Onegdaj. Opowieść o Henryku Sienkiewiczu i ludziach mu bliskich, Warszawa 1973.

ØJulian Krzyżanowski, Henryk Sienkiewicz. Kalendarz życia i twórczości, Warszawa 1956.

ØJulian Krzyżanowski, Henryka Sienkiewicza żywot i sprawy, Warszawa 1966.

ØLech Ludorowski, Henryka Sienkiewicza podróż do Hiszpanii i „Walka byków”, Lublin 2007, 2008, 2009.

ØLech Ludorowski, Henryka Sienkiewicza sztuka reportażu podróżniczego, Lublin 2002.

ØLech Ludorowski, Jubileusz Henryka Sienkiewicza 1900, Lublin 2001.

ØLech Ludorowski, Wizjoner przeszłości. Powieści historyczne Henryka Sienkiewicza, Lublin 1999.

ØStefan Majchrowski, Pan Sienkiewicz, Katowice 1987.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. I, Henryk Sienkiewicz, Biografia – Twórczość – Recepcja, pod red. L. Ludorowskiego i H. Ludorowskiej, Lublin 1998.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. II, Zdzisława Mokranowska, W świecie prozy Henryka Sienkiewicz, red. H. Ludorowska, Lublin 2002.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. III, Sienkiewicz – Pamięć i współczesność, pod red. L. Ludorowskiego, H. Ludorowskiej i Z. Mokranowskiej, Lublin 2003.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. IV, Sienkiewicz wobec Europy, pod red. L. Ludorowskiego, H. Ludorowskiej, Z. Mokranowskiej i E. Kosowskiej, Lublin 2004.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. V, cz. 1 i 2, W Rocznicę Jasnogórskiego Tryumfu 1655. Recepcja twórczości Sienkiewicza, pod red. L. Ludorowskiego, H. Ludorowskiej i Z. Mokranowskiej, Lublin 2005.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. VI, cz. 1, Henryk Sienkiewicz, Listy i dokumenty, pod red. L. Ludorowskiego, Lublin 2007.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. VI, cz. 2, Henryk Sienkiewicz, Twórczość, pod red. L. Ludorowskiego, H. Ludorowskiej i Z. Mokranowskiej, Lublin 2006.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. VII, Henryk Sienkiewicz, Nowe listy. Współczesna recepcja, pod red. L. Ludorowskiego, H. Ludorowskiej i Z. Mokranowskiej, Lublin 2007.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. VIII, Henryk Sienkiewicz, Tradycje rodowe, epizody biografii, twórczość, pod red. L. Ludorowskiego, Lublin 2008.

Ø„Studia Sienkiewiczowskie”, t. IX, Sienkiewicz w lustrze biografa, pod red. L. Ludorowskiego i H. Ludorowskiej, Lublin 2009.

ØJózef Szczublewski, Sienkiewicz. Żywot pisarza, Warszawa 2006.

ØBarbara Wachowicz, Marie jego życia, Warszawa 1994.

 

Oprac. Zbigniew Miszczak

Złota szkoła

Złota szkoła 2020

Doradztwo zawodowe

Bezpieczna szkoła +

Centrum Informacji Zawodowej

Perspektywy 3d

Klasyfikacja zawodów i specjalności

Wybierz Studia

Młode Głowy

Media społecznościowe

IV LO na Facebook'u

IV LO na Instagramie

Kontakt

Adres:
Al. Najświętszej Maryi
Panny 56
42-217 Częstochowa

tel: 34 324-16-14, 34 324-55-48
email: Ten adres pocztowy jest chroniony przed spamowaniem. Aby go zobaczyć, konieczne jest włączenie w przeglądarce obsługi JavaScript.

Dziennik Elektroniczny

Stacja pogody

Raspberry Pi
Weather Station

e-Learning

https://moodle.sienkiewicz.czest.pl

SieniuTV

Logo SieniuTV

Zmiany w edukacji